Odkąd pamiętam w moim życiu nie było facetów. Byłam samotną nastolatką w okresie, kiedy moje koleżanki zmieniały chłopaków jak rękawiczki i ochoczo zachodziły w nieletnie ciąże. Odkąd przestałam pamiętać faceci byli zawsze. Pojawiali się jeden po drugim, gonieni, goniący, do ucha dyszący. Zatapiałam się w tym zainteresowaniu, pławiłam w ich obecności, dookreślałam siebie przez ich dwóch albo trzech. Jestem uzależniona. Od ich gestów i spojrzeń.
Nie mogło być chwili, żeby ich nie było. Nie dla seksu, nie dla pretekstu. Dla ego mojego. Kiedy było dobrze i spokojnie, było nudno. Kiedy nie działo się nic, robiłam wszystko, żeby dziać się powinno. Mój mózg niczym adrenalin junkie poszukiwał nowych fascynacji. Nie dlatego, że brakowało mi miłości, nie brakowało mi niczego za wyjątkiem ekstremalnych wrażeń. Zdrad, potajemnych schadzek, w skrytościach pisanych esemesów, słów szeptem wypowiadanych. Tych podchodów, kiedy jesteście tuż przed… pocałunkiem, seksem, awanturą. A już w ogóle to najlepiej, żeby było jak w starodawnym romansie, on kocha ją, ona jego nie, potem ona, a on się zastanawia, on wchodzi, wychodzi, ona drzwiami trzaska, jego policzkuje, on pod balkonem koczuje, wspina się na drabinę, zakłada na szyję linę, ona go do piersi tuli i żyli krótko i nieszczęśliwie, aż do następnej fascynacji. Szukałam emocji, byle tylko móc przeżywać, tęsknić, wkurzać się, mózg i ciało toksynami karmić. Zakochiwałam w żonatych, zajętych, porąbanych, przeklętych. Takich, którzy zapewnią mi nieustanne bycie na haju. Co jest z tobą nie tak, że przyciągasz takich facetów – pytali. Wszystko ze mną w porządku, to ja ich szukam, bo właśnie takich teraz potrzebuję – odpowiadałam.
Dziś wiem, że chyba nigdy nie kochałam. Ani ich ani siebie. Kochałam emocje z tym związane. Jeden jest uzależniony od tabletek na kaszel, drugi od wędrowniczka, a trzeci od wrażeń, nie ważne czy związanych ze skokami spadochronowymi czy skokami na główkę do pustego basenu.
Zafundowałam sobie odwyk. Robię wszystko, żeby nie flirtować, nie szukać i nie upatrywać w moich kumplach kandydatów do mojej ręki. Przestałam oddychać facetami, a zaczęłam oddychać życiem. Zamieniłam te złe emocje na te dobre, sportowe, a wszystkie męskie fascynacje na basen, rolki, rower i jeszcze kilka nowych miłości. A przede wszystkim przestałam uważać, że jestem cokolwiek warta tylko wtedy, gdy mam wokoło wpatrzone w siebie męskie ślepia.