Wspinaczka nie była pierwsza na liście. W ogóle jakoś strasznie niechronologicznie tę listę jedziemy, no bo wiadomo, że ja to od razu bym chciała seks w trójkącie, a nie czekać do 15 pozycji. No ale już trudno, wypadła ta wspinaczka, za kilka dni miał się odbyć przyspieszony kurs, więc rozpędem weszliśmy do tajemniczej krainy ściany. Płaczu i wysiłku.
Pierwsze razy zawsze są trudne. I nie każdego pierwszego faceta darzy się miłością aż po grób, ale zawsze się go pamięta. Tak i my zapamiętamy wspinaczkę aż po grób, chociaż szczerze powiedziawszy gdybym miała opisać to doznanie użyłabym słowa fajnie. I tyle.
Nie poszliśmy sami na ściankę, wybraliśmy 8 godzinny kurs wspinaczki dla początkujących. Niestety, to za długo. Kurs miał trwać dwa dni, z racji małego zainteresowania i pewnie niechciejstwa pana skumulowali wszystko w dniu jednym. Po 4 godzinach mieliśmy szczerze dosyć nauki wiązania węzłów, nauki wiązania węzłów i jeszcze nauki wiązania węzłów. Bo wspinaczki w tym wszystkim było malutko.
Na pierwszy ogień poszła nauka asekuracji partnera i przywiązywania się do liny. To kosmicznie ważne, bo na ściankach w klubach nie ma instruktorów, no chyba, że się z kimś umówisz. Zatem jeśli chcesz się powspinać samemu, musisz umieć zrobić tak, żeby się nie zabić. Po godzinie nauki wiązania tzw ósemki, komend i wysłuchiwania, kto gdzie kiedy spadł i dlaczego – nareszcie wchodzimy. Zerkam okiem na malucha na ściance dziecięcej, który bez żadnego strachu wchodzi na samą górę. Phi myślę, łatwizna. No to idę! Jeden poziom, drugi, trzeci w końcu dochodzisz do magicznej granicy, gdzie na pewno się zabijesz, jeśli spadniesz. Wołam do kumpla, czy na pewno mnie trzyma. No trzyma. No dobra, to idę dalej, chociaż w głowie za dużo myśli. A tu myśleć nie można. To dlatego maluchy wędrujące jeden za drugim po ściankach dookoła z okazji dnia dziecka wspinają się bez trudu na samą górę, nie mają strachu, bo nie wiedzą co to jest. Nikt im go nie zaszczepił, jeszcze. Dopiero dorośli na etapie socjalizacji wołają do nas, uważaj bo spadniesz, uważaj, bo się przewrócisz, uważaj, bo pan cię zabierze. No i potem nagminnie się boimy, szukając różnych sposobów, żeby ten strach pokonać.
Gdy już umiemy się wspinać, czas na naukę kolejnych węzłów i uzyskania odpowiedzi, na „co by było gdyby”. Gdybyśmy się źle zawiązali, gdyby nam się ręce zmęczyły, gdybyśmy zgubili karabinki itp. Generalnie kurs jest ok., dla tych wszystkich, którzy poważnie myślą o tym sporcie. A nie dla tych, którzy chcieliby spróbować, jaka to zabawa. Zabawa zaczyna się za to na boulderingu, niskiej ściance bez asekuracji, za to z bardzo trudnymi chwytami, gdzie ręce musisz mieć jak Stalone w Rambo. Niektórzy mieli, ach cóż to były za widoki. Jak będzie mi smutno, będę sobie chodziła tam popatrzeć. Niestety to piekielnie trudne. A mnie piekielne trudne rzeczy, które nie wychodzą od razu frustrują. Pieprzony perfekcjonizm. Na większej ścianie też wcale nie było łatwo. Bo i nie ma się za bardzo czego złapać, a i ręce jakieś takie zmęczone po kilku godzinach. Więc duch w narodzie podupada. Spoglądamy po sobie zmęczeni, czas chyba na nas. Na szczęście organizator ma to samo zdanie i kończy godzinę wcześniej. Dostajemy ładnie wydrukowane świadectwa ukończenia kursu, które powiesimy sobie na ścianie obok zdjęć z Obamą.
Plusy:
- jeśli lubisz góry to sport dla ciebie. Najlepiej po kilku akcjach na ściance wykupić od razu kurs na skałkach
- jeśli nie lubisz, to też może być sport dla ciebie, ale nie będzie tak łatwo jak z grą w szachy. Potrzebna dobra kondycja i silne ręce. I partner który cię nie puści.
- buty do wspinaczki nie są najgorsze na świecie, szpilki zdecydowanie wygrywają
- dużo fajnych męskich ciał dookoła
- ładnie rzeźbi mięśnie, uczy koncentracji, zaufania do drugiej osoby i zwinności
Minusy:
- kurs zdecydowanie za długi jak na początek
- za dużo wiedzy teoretycznej, za mało wspinania
- problem z opiekunem, nawet przy takiej małej grupie (4 os, potem 6) – musieliśmy czekać, aż nam wszystkie wiązania posprawdza, a on sam nie kwapił się do tego, żeby do nas podejść skutkiem czego albo go co chwilę wołaliśmy, albo staliśmy jak kołki, nie chcąc wspinać się bez sprawdzenia, no bo jednak wiadomo śmierć czyha
Cena: 180 zł/ os/ 8h Kinepolis Avana Poznań