Spędzając weekend nad polskim morzem jestem spokojna. Już niedługo wyruszymy na podbój kosmosu, wymyślimy lekarstwo na raka i stawimy czoło każdemu wrogowi. Pokonamy go naszymi brzuszyskami, cellulitem, parawanami i mentalną papką.
Kocham polskie morze. Dlatego, że nie razi mnie w oczy tym wszechobecnym lazurem, upałami i pięknem. Dlatego, że jest smutne. Brzydkie. Mroczne. Jest takie jak ja. Kocham polskie morze późną jesienią i wczesną wiosną. Jak nie ma nikogo. Jestem tylko ja i ten bezkresny ogrom. Odwiedziłam w weekend kilka nadmorskich miejscowości i nawet udało mi się w jednej pobyć chwilę tak normalnie, bez napierdalania wszechobecnym kitem i tandetą po oczach. I nie był to Hel!
Morze Bałtyckie staje naprzeciw morza parawanów. Boże, jak my się lubimy odgradzać! Jak my lubimy zaznaczać nasze włości, wydzielać parcele, płoty stawiać i zerkać zazdrośnie na sąsiada. Czy ma więcej albo czy ma większego. Pojedynek na brzuchy jest równie spektakularny co smoki w Grze o tron. Każdy z dumą pręży co tam wyhodował, zarzucając swoje tłuste cielska na gumki obcisłych kąpielówek, slipersów, które z dumą podkreślają narzędzie, które spłodziło trzódkę z zagrodzie. W zagrodzie siedzą dzieci, Halyna i on, król świata, łowca piwnych okazji, mistrz grilla. A zagroda wiadomo musi być blisko wody, w sumie te miejsca blisko wody są niczym leżaki w Tunezji. Wiadomo, że jak się chce porządnie odpocząć na wczasach, to trzeba wstać o 3 rano zająć najlepsze widoki. Zmęczę się kurwa, a odpocznę! Halyny mają piękne zady. Widać, że gospodarka się rozwija, społeczeństwo bogaci. Że generalnie jest na czym siedzieć i czym oddychać.
Matkokurwa jacy my jesteśmy grubi! Chodakowska wcale nie musi nakręcać filmików ani sprzedawać batonów za dychę, żeby się dorobić. Wystarczy odwiedzić Bałtyk.
W Polsce mamy epidemię otyłości. Wszędzie dosłownie wszędzie, widzę grubych rodziców, spasione dzieci i tłuste cielska. Nasze nastolatki są najgrubsze w Europie! Nikt mi nie powie, że na wyjeździe, że podczas wakacji nie można jeść zdrowo, sama tak się żywię. Jeśli ryba, to nie frytki, jeśli nie ma obok knajpy, gdzie można zjeść obiad, to przecież można zjeść sałatkę, biały ser albo owoc ze sklepu. Jeśli picie, to tylko woda. To wy sami decydujecie, czy będziecie wpieprzać wielkie gofry, a bita śmietana będzie wam ciekła po grubych paluchach, czy zjecie brzoskwinię. Chyba, że wolicie tradycyjnego polskiego kebsa. Bo jak wiadomo kebab jest naszym daniem narodowym, potrawą nadmorską regionalną i na pewno nie tuczy, zwłaszcza po kilku głębszych, bo alkohol rozkłada tłuszcz.
Do tego każdy w rękach dzierży dumnie bynajmniej nie Lwa Tołstoja. Piwo. Piwo jest wszechobecne. Ciekawe pod jaką jurysdykcją są plaże, bo niby nie wolno pod chmurką kulturalnie się najebać, ale na plaży jak widać wolno wszystko. Wiadomo, że człowiek na urlopie nie wielbłąd, że najlepiej to się można napić piwem, ewentualnie dziesięcioma. To jakiś sport narodowy, tycie, picie i pilnowanie parawanów. Chociaż w czymś jesteśmy dobrzy, bo jak wiadomo w piłce nożnej to już nie. Przeraziło mnie coś innego, o czym pisała dziś Matka jest tylko jedna. Że rodzice się plażują, piją i generalnie w dupie mają swoje dzieci. A woda plus alkohol to nie jest najlepsze połączenie. Że po 3 piwach to się tak jakoś obraz rozmazuje i można w mgnieniu oka stracić dochód z 500 plus. Że może jak już wydaliśmy chwilówkę z providenta na wypasiony wyjazd to warto by było wrócić w komplecie i te dzieci to chociaż jedno z rodziców mogłoby przypilnować. Trzeźwe.
Pomijam fakt, że generalnie jakaś połowa społeczeństwa nie powinna się rozmnażać. Raz – jak ktoś jest debilem, to przekaże ten gen dalej. Dwa, że ludzie chcą mieć dzieci. Ale potem to je najchętniej posadzić w dziurze na piasku i żeby 5 godzin robiły babki. A to tak nie działa. Dziecko to nie piesek, którego przywiążesz za nóżkę do leżaka. Ono chce do wody, chce siku, chce w prawo, a czasem w lewo. A czasem to samo nie wie, czego chce. Ale ty je za to nie możesz notorycznie opierdalać. Pokaż mu świat, wytłumacz, baw się z nim a nie oczekuj, że w wieku 3 lat się samo sobą zajmie, bo ty masz urlop i chcesz wypocząć.
A Mielno to już zupełnie inny kawałek podłogi. Tam na metr kwadratowy terenu przypada więcej BMW i brzydkich tatuaży niż gdziekolwiek na świecie. Do kiczu, bud z całą tandetą tego świata, która się nie wyprzedała na obniżkach -90%, a nad morzem sprzeda wszystko to się nawet nie przypierdalam, bo to jest dostosowane do zapotrzebowania odbiorcy, który pragnie mentalnej papki. Zastanawia mnie tylko, co tam robią stragany z książkami. Niektóre nawet mają literki.