Ten serial polecił mi facet, którego w sumie nie podejrzewałabym o chęć katowania się historią trudnej miłości. Bo to o tym jest dla mnie ta opowieść. Z jednej strony rozumiem jego fenomen, bo obraz nie jest cukierkowy, a historia klasyczna rodem z amerykańskich filmów, że nawet jak on nie chce, ona nie wie albo na odwrót, to na końcu się spotykają i żyją długo i szczęśliwie. Z drugiej całość momentami mnie nudziła, a główni bohaterowie irytowali.
Coś się niedobrego dzieje z tym kultem młodości. Patrzę sobie na zdjęcia Natalii Siwiec, czytam komentarze pod nimi i mi smutno. Że widać wiek. Że stara baba. Że to, sramto owamto. I zastanawiam się, kto to pisze. Bo ja mogę nie być fanką jej przeróbek, ale trzeba jej oddać, że jest piekielnie zgrabna i naprawdę ma ładną buzię. I ma 38 lat! Coś z nami poszło nie tak.
Hej, co słychać? Jak tam? Co u Ciebie? Znacie to? A jakże! Gdyby za każdą wiadomość od ex do skarbonki wpadał do sensownego wykorzystania dolar, świat byłby magicznym miejscem bez biedy i całego tego syfu, który nas otacza. Tymczasem bałagan wiadomości od byłych robi nam bałagan w głowie i telefonach. Dlaczego to robią? Odpowiedź jest prosta i zawsze taka sama. Bo im na to pozwalamy.
Nie ma nic złego w umawianiu się z ludźmi na seks. Ba uważam, że jest to o wiele uczciwsze, niż umawianie się na randki udając, że chodzi nam o coś więcej, niż tylko o seks. Idea friends with benefits to w założeniu relacja ludzi, którzy się lubią, lubią ze sobą uprawiać seks, ale nie mają potrzeby życia ze sobą.
Mnie to w ogóle mało powiedzieli. W szkole nie rozmawia się o relacjach. Nie chodzi nawet o relacje damsko-męskie. O relacjach ludzkich w ogóle. Oddałabym chętnie kilka godzin fizyki czy interpretacji wierszy za to, co najbardziej przydaje się w życiu. Wiedza o tym, jak żyć dobrze. I o samym życiu!