Przeczytałam właśnie o dramacie singli w czasie świąt. Że zamiast robić beztrosko pierniczki i wieszać na choince zdjęcia swoich eks, próbują powiesić siebie albo dramatycznie wpatrują się w okno/komin/kominek z nadzieją, że Święty Mikołaj czy inna zębowa wróżka przyniesie im w prezencie dobrze zbudowanego adonisa, dmuchaną lalę lub chociaż bilet na rejs dla singli w tropiki.
Posiadanie partnera jest fajne bez dwóch zdań. Nie trzeba płacić za seks i kupować hurtowych ilości baterii do wibratora. Ale do cholery nieposiadanie partnera przed świętami jest najlepszą rzeczą pod słońcem!
Po pierwsze zaoszczędzasz na prezentach. Nie musisz mu kupować 8 pary bokserek, chociaż on woli strinigi i nie rozumie aluzji. Nie musisz wydawać kasy na prezent dla siebie od niego, bo jak zwykle zapomni i będzie ci głupio przed rodzicami. W ogóle nic nie musisz! Możesz bez wyrzutów sumienia wydać cały świąteczny budżet w sephorze na lakiery, tylko po to, żeby co 15 minut zmieniać kolor. Możesz zebrać całe koty z osiedla i kupić im 150 kg wątróbki albo zrobić zapas 3 cytryn do końca świata. I nikomu nic do tego, twoje, zarobiłaś i jak masz taki kaprys i potrzebę to możesz sobie forsą wypchać stanik nawet.
Poza tym odchodzi odwieczny problem – do kogo na święta. No wiadomo, że do mnie, myślicie oboje jednocześnie. Nie oszukujmy się, jeśli matka w młodości nie kazała ci oddzielać grochu od maku, a ojciec nie gonił wokół stołu z siekierą i tak święta spędzone z nimi będą najlepsze. Życie to sztuka kompromisów, ale dzielenie świątecznego czasu to ekwilibrystyka do kwadratu. Jeśli do mnie pojedziemy na 2 h, to do niego też powinniśmy na dwie, bo się obrazi, bo teściowa się obrazi, a pies w ramach protestu nie zje mojego pasztetu i nawet jeśli mieszkacie na drugim końcu Polski, pędzicie na złamanie karku, żeby tradycji/obowiązku stało się zadość.
Im jesteśmy starsi, tym stajemy się bardziej sentymentalni celebrując rytuały wyniesione z domu. I tak chcemy ten czas przeżywać. Nawet, gdy matka co roku kłóci się z ojcem o to, jak ubrać drzewko, jak humanitarnie zabić ryby i czy przybieżeli jest ładniejsze od cichej nocy i tak wolisz wpieprzać jej za słony bigos, niż zupę z torebki od teściowej. Bo to twoja matka, twój ojciec i twój bigos.
Możesz chodzić cały dzień w pidżamie słuchając w kółko last christmas, możesz oglądać porno albo robić stajenkę z kasztanów. Jednym słowem omija cię ten cały galimatias związany z udowodnieniem, że nie jesteś chujową panią domu. Omija cię otwieranie nietrafionych prezentów z przyklejonym uśmiechem i dziękowanie za trzecią z rzędu parę kolczyków, mimo że nie masz dziurek w uszach. I kolędy na pasterce, jak od wieków nie wierzysz, ale wypada, bo rodzina się obrazi. Zatem spinać pośladki, ocierać łzy i jazda do sephory, empiku czy innego sex shopu. Wesołych dla wszystkich singli!