fbpx

Tu jest Polska. Tu się pije.

przez Anna Ulatowska

Pije się od zawsze, bo zawsze okazja się znajdzie. Bo jest smutno. Bo jest wesoło i okazja do świętowania. Bo biednie i trudno. Bo bogato i z nudów. Bo weekend i pić trzeba. Bo każdy pije. Dla dodania odwagi. Dla relaksu. Wlewamy w siebie tę truciznę hektolitrami, bo co to w sumie jedno małe piwo albo zgrzewka. Sklepy prześcigają się w promocjach, a my często w oszukiwaniu siebie, że nie mamy problemu.

Romantyzujemy to picie. Bo w naszym wyobrażeniu problem ma ten, kto leży zarzygany pod sklepem albo żebrze o złotówkę na pół litra denaturatu. Patrząc na ten obraz możemy wówczas pomyśleć – uff, mnie to nie dotyczy. Ja po prostu lubię sobie wypić wieczorem piwo/drinka/kieliszek wina ewentualnie piętnaście. Znajdujemy wytłumaczenie dla kolejnych okazji a okazja wiadomo zawsze się znajdzie. Dlatego, gdy przychodzimy do domu, otwierając 10 piwo w tym tygodniu, możemy z ulgą pomyśleć, jak dobrze, że to nie my. To nie my mamy problem…I pić dalej.

Ci, którzy piją mówią sobie „skoro się nie zarzygałem, nie wpieprzyłem starej i nie wypadłem z 3 piętra, to przecież nie jest tak najgorzej, nie mam żadnego problemu z piciem, kontroluje je”.

To słowo klucz. Kontrolowanie. Kontrolują ci, którzy codziennie po pracy piją 2-3 drinki albo piwa, tak dla rozluźnienia atmosfery. Oni nie muszą przecież pić, tak samo wychodzi, że ten alkohol w lodówce zawsze jest, piwo w Biedrze samo wpada do koszyka, bo przecież wiadomo, że można się nim napić lepiej niż wodą, a jeden drink dziennie to nie grzech. Kontrolują ci, którzy piją „tylko” piwo, bo przecież piwo to wg nich nie alkohol. Piwo dla towarzystwa. Piwo z samotności. Piwo na kaca. Piwo na zawsze.

Zapominamy, że tu wcale nie chodzi o ilość, tylko o częstotliwość. O nawyk. Nawet jeśli to są 3 piwa lub 3 kieliszki wina. Codziennie. Albo co weekend. Do odcięcia. Bo w piątek to już trzeba otworzyć butelkę, tydzień był ciężki, nie ma nic lepszego na odstresowanie niż drink. A w sobotę to już luz, relaks na pełnej, a do relaksu wiadomo najlepiej pasuje się czegoś napić.

Nie widzimy, że rozpadają nam się relacje, pomału rozpada nam się życie. Coraz mniej nam się chce, a myśli coraz uporczywiej krążą wokół tego, żeby się napić. Zaczynamy zganiać wszystkie porażki na otoczenie, bo to inni się czepiają, a nie my mamy problem. Wpadamy do wielkiej wirówki chlania, kaców i prób powrotu do życia, kiedy obiecujemy sobie, że już nigdy więcej.

Aż do następnego razu.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że większość alkoholików to wcale nie ci zarzygani, leżący pod sklepem z winem za 4.5 zł, to ci, których nie widać gołym okiem. Piją, bo są słabi, nadwrażliwi i zabija ich otaczająca rzeczywistość. Zbyt brutalna, żeby potrafili wziąć życie za mordę. Dziś myślę, że to zwykłe pierdolenie. Są ludzie wrażliwi, smutni, samotni, cierpiący, którzy nie piją. Dla pijących wytłumaczenie zawsze się znajdzie – bo mnie w pracy wkurwili, stara mnie drażni, dzieci za głośno, życie takie ciężkie.

Warto sobie obserwować w jakich sytuacjach sięgamy po alkohol. Bo mózg lubi schematy. Jeśli ma nam rozładować napięcie, stres, dodać odwagi i luzu, to za każdym razem, gdy pojawią się w nas „niechciane” emocje będziemy sięgać po „antidotum” na nie. Jesteśmy coraz bardziej zagubieni w dzisiejszym świecie, pełnym presji na sukces i społecznych oczekiwań. I najłatwiej to ciśnienie i napięcie rozładować alkoholem. A stąd już taka prosta droga od chcę do muszę. Zawsze jak widzę, że ktoś może mieć problem bo pije codziennie, twierdząc że lubi, może i w ogóle to się nawadnia i opowiadam bzdury mówię jedno. Odstaw swój nawyk na dwa tygodnie, miesiąc. Zobacz, jak będziesz często myślał o tym, żeby się napić. I dopiero wtedy oceń, czy masz problem czy nie.

Alkoholizm ma twarz eleganckiej pani adwokat, która co wieczór wypija butelkę wina do kolacji. I lekarza, który codziennie sączy whisky. Ma twarz moich przyjaciół, którzy twierdzą, że kontrolują. I twarz tych, którzy nie wiedzą, że mają problem.

Twarz coraz bardziej zapuchniętą, szarą, rozlaną…Może ma też Twoją twarz.

Pół roku temu odstawiłam alkohol zupełnie. Nigdy nie miałam z nim problemu i piłam bardzo rzadko, aż doszłam do wniosku, że nie potrzebuję tego w ogóle. Że w ogólnym rozrachunku absolutnie nic mi to nie daje. A jak posłuchałam wypowiedzi specjalistów o tym, jak organizm i mózg reagują na tę truciznę podziękowałam. Nie chcę tego dla siebie.

Polecam Wam do posłuchania w wolnej chwili Roberta Rutkowskiego. https://www.youtube.com/watch?v=Z8arDvhVamE

A z racji mojego uwielbienia dla Żulczyka przesłuchałam ciurkiem cały podcast Co ćpać po odwyku i jest to istna kopalnia wiedzy o uzależnieniu, emocjach i samym sobie. Warto też podrzucić bliskim, jeśli mamy podejrzenie, że ten problem może ich dotyczyć.

Może Ci się spodobać

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze

Wykorzystujemy pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Akceptuję Czytaj więcej

Prywatność & Polityka cookies
0
Kocham twoje myśli, proszę o komentarz.x