fbpx

Czasem nie umiem wyjść z domu…

przez Anna Ulatowska

To się tak powoli zaczyna. Drobne nitki smutku, które pojawiają się w tobie niepostrzeżenie. Mówisz sobie, że to przecież normalne, bo czasem ludziom jest smutno. Wielkie mi rzeczy. A te nitki w środku ciebie tkają się w misterną pajęczynę beznadziei. Potem już czujesz, że jesteś w pułapce. Wszystko nie ma najmniejszego sensu, bo czym w ogóle jest wszystko. I czym jest jakikolwiek sens. Przecież cię to nie obchodzi. Nic cię nie obchodzi…

I chyba wszystko jedno, jaki jest dzień tygodnia. Bo tydzień jest jednym wielkim tym samym dniem. Dnionocą. Godziny, sen, jedzenie zlewają się w jedną, długą, szarą całość.

I chyba wszystko jedno, czy masz na sobie wczorajsze majtki czy może cały tydzień ten sam dres. Bo ubranie przestało pełnić jakiekolwiek funkcje oprócz bezpiecznego schronienia. A bezpieczne jest tylko to samo. To co wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu.

I chyba wszystko jedno, jak wyglądasz. Jednego dnia możesz nic nie jeść, drugiego zjesz 3 czekolady. I włosy, jeszcze te włosy. Gdyby mycie nie kosztowało cię tak wiele, a łazienka nie była tak daleko. I gdyby nie było ci wszystko jedno, czy są umyte czy nie. Czasem pojawia się taka myśl, żeby je obciąć na krótko, tuż przy skórze. Wtedy nie byłoby problemu, można ich nie myć miesiąc.

Tylko jedno nie jest wszystko jedno…

Samotność. Przeraźliwa samotność, która cię pożera od środka, odrobinę po odrobince, okruszek po okruszku. Kości. Skórę. I te nieszczęsne włosy…

Taka samotność, której nikt nie rozumie, bo nie można wytłumaczyć komuś, jak bardzo jest ci źle i smutno. I w sumie co ten ktoś miałby powiedzieć, rozumiem, przykro mi. Jak nie rozumie. Tego się nie da zrozumieć. Komuś, komu chce się robić rzeczy, wstawać z łóżka i tak po prostu żyć nie da się wytłumaczyć, dlaczego tobie się tego wszystkiego nie chce. I w sumie dlaczego miałbyś tłumaczyć…

Dlaczego czujesz potrzebę wytłumaczenia się ze swojego stanu, jakbyś musiał mieć usprawiedliwienie? Żeby ktoś mógł zrozumieć. A przecież i tak nie zrozumie, bo przecież wczoraj się śmiałaś i rozmawiałaś z nim. I jaki to ma sens, że dziś na to wszystko nie masz siły?

I jak masz wytłumaczyć to, że codziennie chce ci się płakać. Bo przecież niby nie masz powodu. Dwie ręce, dwie nogi, żyjesz to żyj do cholery.

I czujesz, że przygniata cię nagle tak wiele rzeczy. Paproch na środku stołu. Jogurt w lodówce. I jeszcze ten włos na umywalce.

I może nawet trochę nie poznajesz siebie w lustrze. I siebie teraz. Bo przecież kiedyś wszystko było inaczej.

Ale nie ma już kiedyś…

Jest tylko teraz.

I tak siedzisz. Z tym wszystkim. Z tym niczym. Czasem nawet oddech wydaje się wysiłkiem, a mrugnięcie oczami – stratą energii. Wszystko trwa, ale jakby poza tobą. Albo raczej ty trwasz gdzieś obok wszystkiego.

Czasem zastanawiasz się, czy to zawsze tak będzie. Ale zaraz przerywasz, bo sam strach przed odpowiedzią jest większy niż pytanie. Może lepiej się nie zastanawiać. Po prostu być. Cicho. Bez ruchu. Jakby mniej ciebie znaczyło mniej bólu.

A dziś, dziś nie umiesz wyjść z domu. Bo trzeba ubrać kurtkę, włożyć buty, znaleźć jakiś cel, do którego się idzie. I zanim zdążysz zawiązać lewy trampek czujesz, że to wszystko jest bez sensu.

I znowu te łzy…

Może Ci się spodobać

Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze

Wykorzystujemy pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Akceptuję Czytaj więcej

Prywatność & Polityka cookies
6
0
Kocham twoje myśli, proszę o komentarz.x