Synek. Syneczek. Synuniek. Mój. Na zawsze. Urodziłam, wychowałam, nie oddam. Nigdy żadna dla niego nie będzie dość dobra i nigdy przenigdy mnie nie opuści. Zastępczy partner. Cała uwaga dająca mi poczucie, że jestem ważna. Całe moje życie jest nim. I całe jego życie powinno być mną. Mamisynek w szponach toksycznej matki.
Matki niedające dorosłym dzieciom dorosnąć. I być dorosłym. Matki doradzające. Matki odradzające – dziewczyny, miłości, związki. Zachłanne matki.To co urodziłam, to moje.
Matki wtrącające się. Matki wiedzące lepiej. Jak to życie ma przebiegać no i z kim. Matki zazdrosne. O uwagę. O nią. I o miłość. One tak kochają, tak bardzo „źle” kochają, że w życiu ich synów nie ma być miejsca na żadne inne miłości. Od zawsze i na zawsze ONA.
Mamisynek, matka i ona – rywalka
Każda inna kobieta to rywalka. A rywalki trzeba niszczyć. Złym spojrzeniem i złym słowem. Matka musi być na pierwszym miejscu, wtedy czuje, że jest dla syna najważniejsza i zrobi wszystko, żeby nie dać o sobie zapomnieć. A mamisynek nie potrafi się często od tego nachalnego kontaktu i kontroli uwolnić.
Matka wydzwaniająca. Z każdym problemem i o każdej porze. Matka nie mające swojego życia. Jej życiem jest syn i jego życie. A jego życie ma być takie, jak ona chce.
Matka wie, co dla niego dobre. W końcu pod piersią nosiła i mlekiem karmiła, dlatego wie jak ukochany synek, mamisynek znaczy, ma żyć. Jaki sweter. Jaka praca. Jakie życie. Ona z tą wiedzą wchodzi nieproszona do domu dorosłego syna i do jego życia. I jej życia. Panoszy się. I po kątach rozstawia. Tu szepnie, jak dzieci wychować. Co na obiad najlepiej. I jak dom porządnie sprzątać. Ona wie.
Matka rywalizująca. Dla niej partnerka syna to odrzucenie. A ona odrzucenia nie zniesie. Dlatego trzeba tak się kręcić i kombinować, żeby syn zawsze wybierał ją.
Mamisynek w roli partnera
Matka, która zrobiła ze swojego syna zastępczego partnera. Bo albo go nigdy nie było, albo tak odepchnęła męża, że na nic innego nie ma miejsca. Ona i syn. Para idealna.
Umawiałam się przez krótki czas z mężczyzną, dla którego mama odgrywała znaczącą rolę. Dzwonili do siebie codziennie. On zwierzał jej się z randkowych przygód, ona mu doradzała i przypominała, że ma brać witaminy. Tłumaczył to znaczną odległością między nimi i faktem, że chcą być przecież blisko i to nic złego, że codziennie do siebie dzwonią. Znaliśmy się naprawdę niedługo, jednak dało się wyczuć, że mama jest w jego życiu bardzo obecna. Zapaliła mi się lampka, gdy poszliśmy do knajpy, a on poprosił, żebym mu schowała sweter, bo w środku jest klima i nie wiadomo, kiedy się zrobi zimno. Powiedział też, że jak idzie z mamą na obiad, to ona zawsze o tym pamięta. I niby spoko. Ale jednak nie. Dorośli ludzie sami potrafią ocenić, czy będzie/jest im zimno, czy nie.
Taniec uzależnienia i lojalności
Dorośli ludzie zaklęci w dzikim tańcu uzależnienia. I lojalności. Po czyjej stanąć stronie żony czy mamy? Jak mamie się coś nie spodoba, to się obraża. Albo szantażuje, że już się więcej nie odezwie. Z drugiej strony to wygodne nie musieć robić wielu rzeczy, zamiast tych, które robią dorośli ludzie, bo mama zdecyduje za niego. I z jednej strony można narzekać, że się ciągle wtrąca, a z drugiej ochoczo poddawać jej zabiegom. Bo tak naprawdę nie chcemy autonomii i nie chcemy być samodzielni.
Najgorzej, że jak tylko mamisynkowie spróbują się odsunąć albo postawić granice słyszą – no, nie kochasz już mamusi. Albo nagle pojawia się problem ze zdrowiem. I mamusia znowu na pierwszym miejscu…
Mamusia nie-winna, bo to przecież to tylko jakieś słowa i jakieś tam gesty. A ona nie widzi, że to „jakieś” rozwala innym życie. Życie jej synowi rozwala, jednak koniec końców to o to chodzi. Jak ona odejdzie, to on nareszcie znowu będzie jej. Tylko jej.