Ci co mnie czytają od dłuższego czasu wiedzą, że słowo prawdziwe doprowadza mnie do szału. A wyrażenie prawdziwa miłość, to zbitek, na który reaguję wyjątkowo alergicznie. Bo jaka jest definicja prawdziwej miłości i wg kogo? Kto postanowił, że ta właśnie jest prawdziwa a inna nie? Jakie są jej atrybuty? Czy to taka, która jest na całe życie czy taka, gdzie jedna osoba za drugą może życie oddać, a może taka, gdzie siedzimy i patrzymy na siebie 24h? Czy wobec tego wszystkie inne miłości są gorsze?
Wiem, że dla niektórych to trudne do zrozumienia, ale żyjemy wg norm społecznych i kulturowych, które narzucają nam pewne odbiory i zachowania. I tak być może dziecko wychowane w dżungli przez tygrysy czy inne pumy tych norm nie będzie miało, ale każde społeczeństwo czy plemię je ma. Podam wam taki przykład. Do tej pory mlekiem nazywaliśmy biały płyn, który pochodzi od matki i piją je małe ssaki albo duże z kartonika do kawy. Społeczeństwo albo ktoś kiedyś uznał, że to się będzie nazywać mleko i tak już zostało. Ale żyjemy w dziwnych czasach pełnych alergii i „dziwnych” ludzi (to Ci, którzy wg niektórych nie mieszczą się w normach😊) i zaszła potrzeba zrobienia mleka z migdałów, soi czy innych ziarenek. A nazwa została taka sama, mimo że pochodzenie jest skrajnie różne i to mleko wg kryteriów pochodzenia absolutnie się w słowie mleko nie powinno odnajdywać, a jednak społeczeństwo uznało, że skoro jest do kawy i można na nim robić budyń mlekiem będzie.
Żyjąc w społeczeństwie żyjemy wg jakichś wartości, to całkowicie zrozumiałe. Wierzący wg kanonów religijnych, a cała reszta wg kanonów społecznych i kulturowych, które narzucają nam pewne zachowania i postrzeganie rzeczywistości od lat. I tu może zatrzymajmy się na chwilę, żeby zrozumieć jeszcze, czym jest norma. To ogół zasad i zachowań, które przyjęte zostały przez ogół właśnie w imię niepisanej umowy za wyznacznik. W naszym społeczeństwie normą jest łączenie się w pary i życie w związkach, dłuższych lub krótszych albo tych prawdziwych aż do grobowej deski. Dodam, że w społeczeństwie polskim wg normy muszą to być oczywiście związki heteroseksualne. I spójrzmy, co się teraz dzieje. Rozwijamy się, uczymy coraz więcej, jeździmy po świecie, zaczynamy inaczej myśleć a coraz większa liczba osób wyłącza myślenie religijne i włącza własne i co? Ja wiem, że kiedyś to się naprawiało i nasi dziadkowie potrafili ze sobą wytrzymać, nawet jak już nie mogli na siebie patrzeć. No właśnie dlaczego? Bo normy były trochę inne. Ciaśniejsze. I mimo tego, że dalej nas uwierają, to jednak zaczynamy ten ciasny kołnierz poluzowywać. I dopuszczać do mózgu fakt, że jak para to niekoniecznie musi być dziewczyna i chłopak, że można też samemu, albo można w układach wielorakich. I tylko normy, które obowiązują narzucają nam myślenie, że jedyna słuszna droga to 1 kobieta + 1 mężczyzna plus dzieci oczywiście, co by przedłużyć gatunek i miłość do grobowej deski.
Tylko że widzicie, tu się pojawia mały niuans. Biologicznie jesteśmy uwarunkowani tak, aby zapewnić jak najszersze rozniesienie naszych genów z jak najsilniejszymi osobnikami. Co z tego wynika? Ano to, że tak naprawdę powinniśmy kopulować z każdym, na kogo mamy ochotę, bo to by było zgodne z biologią i instynktem przetrwania. No ale tego nie robimy, bo uznaliśmy, że najlepiej będzie nam w parach i wobec tej drugiej połówki powinniśmy być fer i kopulować tylko z nią.
No i tu dochodzimy do tej naszej prawdziwej miłości i innych norm, które narzucają nam jak się powinniśmy pieprzyć, z kim i dlaczego. I jacy być. Które prowadzą nas prosto na kozetki psychologów i terapeutów. Bo przez to, że nie żyjemy 100 lat temu i bardziej swobodnie myślimy z jednej strony chcielibyśmy trochę inaczej i czujemy, że możemy. A z drugiej coś nas ciśnie, że jednak nie. Że jak robię tak i tak, albo szukam księcia z bajki (tak, to też element normy kulturowej), bo każda przecież kobieta spotka bestię, którą zamieni w księcia albo Greya, to wtedy będzie dopiero prawdziwa miłość, a inne to nie. Bo to co najwyżej namiastki w drodze do oświeconego sukcesu. A jak chcę się kochać inaczej, niż z żoną pod kołdrą, to na pewno jestem zboczony.
Wiecie, dlaczego ludzie chodzą na terapię (a to wyniosłam z wczorajszych zajęć i uważam, że jest genialne!)? Bo terapia to odczarowywanie 3 ściem, na które nota bene wpływają oczywiście a jak normy! Po pierwsze religia, która wmawia nam, że jak się wyrzekniemy swoich przyjemności na tym świecie, to czekają nas wszystkie najlepsze przyjemności na tamtym. Jednym słowem słuchaj autorytetów, księży, nauczycieli, pana z telewizora, rodziny a będziesz żył życiem, jakim powinieneś żyć. A nie takim, jakim żyć mógłbyś. Odrocz przyjemność i żyj nadzieją na przyszłość. Np. jak będę mojemu partnerowi w związku ze wszystkim ustępować, to w końcu kiedyś on to doceni i będzie dla mnie wspaniały. Co jest absolutną bzdurą, bo kiedyś to może cię jedynie wykorzystywać dwa razy bardziej, skoro go do tego przyzwyczaisz. Ci ciekawe, wszystkie metody pracy nad ciałem i duchem mówią, że żeby być szczęśliwymi mamy żyć tu i teraz, a nie nadzieją na później i coś w tym jest.
Po drugie mit rycerza i księżniczki, księżniczki i żaby czy dwóch połówek jabłka, w który świetnie się wpisuje owa prawdziwa miłość. Czyli naiwna wiara w to, że gdzieś na świecie jest nam pisany człowiek, który nas dopełni i sprawi, że będzie długo i szczęśliwie. Co jest kolejną bzdurą, bo my jesteśmy kompletni! Na świecie jest pewna dana pula kobiet i mężczyzn, z którą jesteśmy w stanie wytrzymać i tyle. Poza tym wybierając partnera czy partnerkę nie powinniśmy się skupiać nad zachwytem nad ich zaletami, tylko dobrze zanalizować wady i zastanowić się, czy jesteśmy z nimi w stanie żyć. Proste prawda? U kobiet do tego dochodzi odwieczne myślenie, że mogą spotkać łobuza, ale przy niej przecież się zmieni, bo jej miłość wystarczy, żeby zamienić leniwego wielbiciela telewizora albo gangsterki w potulnego misia, który spełni każde jej życzenie. Albo to, że powinniśmy mieć związek do grobowej deski, bo oczywiście to jest taki jedyny prawdziwy. A wszystkie fajne kilkuletnie związki możemy sobie wsadzić, bo nie były prawdziwe, nawet jeśli daliśmy sobie zajebisty czas, by potem pójść każde w swoja stronę. I żyjemy nieszczęśliwi, nie mogąc znaleźć tej jedynej czy tego jedynego zamiast się skupić na sobie albo na tym, że nie musi być na zawsze, może być na chwilę, jeśli będzie fajnie mnie i jemu czy jej.
Trzeci mit, to już z kolei syndrom czasów najnowszych. Normy, coachowie i specjaliści od marketingu wmówili Wam, że żeby wasze życie było lepsze, prawdziwe, idealne to musicie mieć wszystko zajebiste. Pasję (do szału doprowadzają mnie pytania na tinderze i motywacyjne wpisy na insta dotyczące pasji, tak jakby człowiek bez niej był półczłowiekiem. To, że jedna osoba na coś się zafiksuje a inna nie wynika z jej osobowości i konstrukcji psychicznej i z racji tego, że nie znalazłeś jeszcze swojego powołania do wspinaczki czy lepienia garnków nie musisz się codziennie biczować, że jesteś gorszym człowiekiem!), super pracę, super partnera, super dzieci, super auto a do tego wyglądać jak młody bóg, czyli gdzieś pomiędzy 3 a 4 rano znaleźć czas na siłownię. I potem się okazuje, że albo cały dzień zapierdalasz albo w ogóle nie żyjesz swoim życiem, tylko życiem, którego oczekują od Ciebie inni. A czego chcesz Ty sam?
To tak a propos norm opowiem Wam jeszcze dwie sytuacje, które ostatnio zwróciły moją uwagę. Jedna, to gdy siedziałam w knajpie świętując, że nie mam raka i usłyszałam, jak ojciec mówi do dziewczynki, że ma złączyć nogi i siedzieć grzecznie, bo dziewczynki nie siedzą tak jak ona. I trafił mnie szlag, bo dlaczego dziewczynki muszą być grzeczne i jak siadają dziewczynki? I czym to się różni od siedzenia chłopców? Czy to nie jest tak, że jesteśmy ludźmi i każdy może siedzieć, jak chce? Druga, gdy po zatrzymaniu Jarka piłkarza przeczytałam komentarz na jednym z portali, że dobrze mu tak, bo nawet jeśli nie zrobił tego, o co go posądzają, to jest fałszywy i zboczony, bo jak to możliwe, że ojciec trójki dzieci chodzi z walizką akcesoriów seksualnych! (nie wiem czy chodzi i nie wiem czy był w burdelu, nie interesuje mnie to). Interesuje mnie myślenie, które pozwala sądzić, że dorosły facet, który ma dzieci nie ma prawa korzystać z zabawek służących do seksu, bo do jasnej cholery co? Posiadanie dzieci odbiera mu to prawo? Zabawki to zło, bo się nie mieszczą w normach, a prawidłowo to tylko na pieska w domu pod kołdrą?
Prawdziwa, jedyna miłość. Życie w parach heteroseksualnych. Posiadanie potomstwa. Zapierdalanie na swoje życiowe przyjemności codziennie do wieczora, żeby raz w roku jechać na wakacje. Seks penetracyjny w klasycznym układzie kobieta mężczyzna. I jeszcze wiele innych to bzdury, które od urodzenia wpaja wam otoczenie i kościół. Ale to nie są rzeczy, które są wyznacznikiem jakichkolwiek prawidłowości. Jedyna prawidłowa rzecz, to żyć tak, jak się ma ochotę nie robiąc przy tym nikomu krzywdy. Całe reszty prawd i prawdziwości wsadźmy sobie głęboko gdzieś. I żyjmy. I dajmy żyć innym!