Wmawiałam sobie, że nie umiem żyć bez emocji. Że miłość to totalna. Albo wcale. Że jak się kocha, to musi iskrzyć. Że nasze kłótnie i robienie sobie świństw są dlatego, że chcemy dla siebie jak najlepiej. Problem w tym, że nie zauważyliśmy, że dla każdego z nas najlepiej oznaczało coś innego. A nasz związek zamiast romantyczny i pełen uniesień, był po prostu toksyczny i zdrowo porąbany.
Ludzie się kłócą, to normalne. Chociaż znam związki, które się kłócą mało albo wcale. Tylko w tych normalnych w sytuacji kryzysowej obie strony idą ochłonąć. Żeby nie padło za wiele słów, które zranią. Obie strony komunikują, co czują w danej sytuacji. Mówią, chcę pobyć samemu, przemyśleć to, co się stało. Bo teraz jestem tak nabuzowany, że mógłbym Cię zniszczyć a tego nie chcę, bo jesteś dla mnie ważna. W toksycznych relacjach w czasie kłótni ludzie zadają sobie ciosy śmiertelne, tak, żeby pognębić przeciwnika. Co to za miłość, która podczas burzy zamiast ochronić drugą osobę, niszczy ją z premedytacją?
Toksycznych relacji nie widać. Dopiero czas daje odpowiednią perspektywę. Czas i porównanie, że może być inaczej, z poszanowaniem cudzych uczuć i emocji. Wydaje nam się, że tak być musi. Bo mamy ognistą krew, bo iskrzy, bo jest namiętnie. Bo tacy jesteśmy. Gówno prawda. Związek, w którym ktoś Was nie szanuje. Mówi o Was źle. Jest dla Was okrutny jest toksycznym bagnem a nie relacją. Uzależnieniem a nie miłością. W zdrowych związkach ludzie się kochają. I kłócą. Ale nie zabijają słowami.
Jedna z czytelniczek po ostrej kłótni napisała mi ostatnio, że czuje się jak śmieć. I ja ją doskonale rozumiem. Czułam się tak samo. Po każdej kłótni o nasze granice. Ze strachu, że któreś z nas odejdzie lub zrobi coś, po czym będziemy cierpieć. Kiedy trzęsącymi dłońmi odbierałam od niego kolejne smsy, że jestem najgorsza na świecie, zapamiętale klepiąc w klawiaturę, że on w niczym mi nie ustępuje. Dziś już umiem postąpić inaczej. Zajęło mi to 6 lat, kilka gównianych związków, milion wylanych łez i chwilę zastanowienia nad sobą. Dłuższą chwilę.
Bo jaki jest sens bycia z kimś, kto nas nieustannie rani? Ja wiem, że kochając mamy klapki na oczach. Że nawet jakbym napisała setki takich tekstów i tak Wam nie przemówię do rozumu. Po prostu wiem😊 I gdy pytacie mnie często o radę, zawsze zalecam dwa rozwiązania. Rozmowa na spokojnie o swoich uczuciach i emocjach. O tym, co nas rani, czego chcemy, czego nie umiemy. Gdzie potrzebujemy wsparcia. Na spokojnie, bez mówienia, bo ty zawsze, bo ty nigdy. Takie schematy tylko uruchamiają w drugiej osobie mechanizm obronny. I terapia, gdy tkwicie w martwym punkcie i chcecie zmiany. Ciężko przekonać kogoś, że obca osoba może nam pomóc. I ciężko pokazać, że ktoś ma problem. Bo jak to, wiadomo, że to druga strona jest winna. Tylko, że przerzucanie się winą i udowadnianie sobie, kto jest gorszy do niczego nie prowadzi. Chcecie być razem i rozwiązać to, co was trapi i blokuje. Czy się niszczyć i obrzucać błotem. Bo jeśli bawi Was ta gra i w dupie macie Wasze nerwy i zdrowie, które tracicie przez wieczne przeciąganie liny i Wasze lęki to ok. Ja już wiem, że życie jest za krótkie, żeby je marnować na toksyczne związki.
Zdychałam z emocji. Serce biło mi tak, że niemal wyskakiwało mi z piersi. Darliśmy się na siebie i kochaliśmy jednocześnie. Nie widząc, że to wcale nie jest miłość jak z amerykańskiego filmu, bo gdzieś się zapodziało długo i szczęśliwie. Walczyliśmy o swoje terytorium. Walczyliśmy ze swoimi lękami. Walczyliśmy ze sobą.
Dorosłam do normalności. Mam już za sobą myśli, że tak być musi. On się zmieni. Ja się zmienię. Wszystko się zmieni. Zamiast śmiać się przez łzy, wolę się śmieć z głupot. Beztrosko i na luzie. Bez ciągłej spiny, że coś się wydarzy. Z podniesioną gardą, gotowa w każdej chwili odeprzeć atak. Czujna. Napięta do granic możliwości. Czy ta ręka chce mnie przytulić czy odepchnąć? Pogłaskać czy przywalić? A jak otwiera usta to po to, żeby wyznać mi miłość czy powiedzieć, że jestem beznadziejna. Nie chcę się już zastanawiać. Zgadywać. Już nie muszę.
Tęsknie za emocjami. One uzależniają bardziej, niż najlepsze dragi. Nieustanna jazda na karuzeli. Zamiast postawić na sport ekstremalny, wybrałam związek bez trzymanki. Zapominając o tym, że w dobrej relacji, tak jak w byciu dobrym rodzicem, nie jest ważne, kto Cię nakarmi bułką tylko dobrym słowem. Zadba o nie o to, żeby nie było Ci zimno, tyko żebyś nie czuła chłodu. Zatroszczy się nie tylko o to, jak się czujesz na zewnątrz. Ale jak się ci jest w środku. W relacjach naprawdę nie chodzi o to, jak często czujesz się dzięki drugiej osobie jak księżniczka, tylko jak często czujesz się dzięki niej jak gówno.
Więcej o toksycznych relacjach poczytasz w moim e-booku, którego znajdziesz tu jeszcze tylko dziś ZA POŁOWĘ CENY klik