Najpierw może Ci się wydawać, że to w sumie zabawne. Żarty takie. Drobne przytyki, które powodują, że oboje się śmiejecie. No bo przecież nie ma nic złego w tym, że ktoś skrytykował to, jak się ubrałaś. Czy co powiedziałaś. Albo co robisz. Potem przestajesz to zauważać. Albo inaczej. Przywykłaś. Jad sączący się na co dzień do Twojego ucha sprawia, że się kurczysz. Kurczysz w sobie. I kurczysz w związku. Tym sposobem on powoli zdobywa nad Tobą władzę. Uzależnia Cię od siebie. Aż w końcu dochodzisz do wniosku, że jesteś tak kiepska, że powinnaś go całować po stopach za to, że w ogóle chce z tobą być.
To dosyć powszechny mechanizm toksycznych ludzi. Sprawić, żeby inni przestali w siebie wierzyć. Dyskredytować drugą osobę. Prawić jej złośliwości. Nieustannie krytykować. Ośmieszać przy znajomych. To nie świadczy o tym, że ktoś jest trudny. To pokazuje, że druga strona czuje się od Ciebie słabsza. Gorsza. Byle jaka. Dlatego jedyne co może zrobić, to wprawić Ciebie w jeszcze gorsze samopoczucie. I robi to. Bez żadnych skrupułów.
Jaka jesteś brzydka
Budził mnie takimi słowami. Tylko po to, żeby obudzić we mnie zwątpienie. I o ile raz mogłabym to ewentualnie uznać za zabawne albo dojść do wniosku, że mu się wymsknęło. W głowię się uderzył albo jak. O tyle tu krytykowanie wyglądu było na porządku dziennym. Byłam źle ubrana, no bo zawsze nie tak jak on chciał. Miałam krzywe zęby. Grubą dupę. Nieustanny festiwal przytyków się kręcił, bo mu na to pozwalałam. Aż w końcu chciałam być niewidoczna. Toksyczni ludzie sprzedają Ci przytyki oficjalnie. Bo wydaje im się, że mają monopol na prawdę i tylko oni wiedzą, w czym Ci będzie dobrze i jak powinnaś się zachowywać. Ale robią to też w bardziej zawoalowany sposób. Jest milion metod, jak powiedzieć komuś, że jest nie taki, nie mówiąc wprost. Wiesz, uda masz całkiem spoko. Ale jakbyś poćwiczyła, to byś miała lepsze. Włosy masz ładne, ale jak będziesz je wiązać w kucyk, będzie bardziej twarzowo. I nie, nie są to dobre rady, które mają sprawić, że może faktycznie coś Cię zainspiruje do zmiany. To słowa, które otulają Cię jak kokon. A ich jedyną wymową jest – jesteś niewystarczająca. To trochę tak jak wręczać komuś wypowiedzenie w taki sposób, żeby czuł ekscytację przed podróżą. Opakowywanie gównianych rzeczy w złote papierki pozorów to specjalność mistrzów manipulacji.
Nic nie umiesz
W zdrowym związku każda ze stron wspiera partnera w jego dążeniu do spełnienia marzeń czy realizacji zawodowych planów. Potrafi trzeźwym okiem rozważyć wszystkie opcje, dodać otuchy, wiary i siły tak, aby nawet jeśli wątpimy, że coś jest w naszym zasięgu, mieli odwagę spróbować. W związku chorym druga strona nie tylko tego nie robi. Mało! Podcina skrzydła tak, żebyśmy tej wiary w siebie mieli jeszcze mniej. Ja usłyszałam, że się nie znam zawodowo na tym, co robiłam od ponad 10 lat. Więc jak mogę mu doradzać w tej kwestii. Nie miał jednak z tym problemu, gdy mu projektowałam reklamę lub pisałam ogłoszenie. Byłam już brzydka. A do tego nic nie warta. Wyśmiewał mój strach, gdy mieliśmy robić coś, czego jeszcze nie robiłam. Jak to boisz się iść do lasu w środku nocy? Poprzednia ze mną chodziła! Boisz się przejść przez rzekę? Jest coś, czego się nie boisz? Powinnam mu wykrzyczeć, że boje się tylko jego. Jego oceniającego wzroku. Jego słów, które najpierw cięły mnie jak żyletki. Potem już nic nie czułam. Poznaliśmy się po trudnym dla mnie rozstaniu, kiedy byłam jeszcze młodą, naiwną i pełną życia dziewczyną. Im dłużej z nim byłam, tym mniej byłam ze sobą. Co ciekawe za każdym razem gdy znikał, a ja ośmielałam się żyć swoim życiem, pojawiał się jak królik z kapelusza. Obiecując mi długo i szczęśliwie. I zawsze kończyło się tak samo.
Idź sobie
Kolejną z zalet normalnego związku jest to, że dwoje ludzi czuje się ze sobą bezpiecznie. I o ile być może młodzi cenią sobie jeszcze bardziej fajerwerki, niż ciepłą kołdrę poczucia bezpieczeństwa. O tyle ludzie starsi, którzy już coś przeżyli nie chcą co drugi dzień słuchać, że ktoś sobie pójdzie, bo jesteś nie taka jak sobie wymarzył. Bo ma wątpliwości. Chociaż masz poczucie, że ile byś się nie starała, nie pozbędzie się ich. Ani nie zasłużysz. Ja byłam na wylocie każdego dnia. Jedno spojrzenie mogło sprawić, że usłyszę do widzenia. Jedno słowo spowodować, że moje walizki staną w progu. Chociaż tak naprawdę nigdy tych walizek nie było. Nie miałam u niego ani jednej swojej rzeczy. Przez niemal 5 lat. Nie mogłam mieć. Gdy wyjeżdżałam po weekendzie chodził po domu i sprawdzał, czy na pewno nic nie zostało. A to, czego zapomniałam lądowało ostentacyjnie w mojej torbie. Tak bardzo bał się, że zawłaszczę jakikolwiek fragment jego rzeczywistości, że musiał mnie koniecznie z niej wymazywać. Wracałam do domu łykając łzy. I dumę. I tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju. Dlaczego? Co takiego zrobiłam, że tak bardzo ktoś mnie krzywdzi?
Oni też są niefajni
Nie tylko ja byłam niefajna. Moi znajomi też byli beznadziejni. Pewnie dlatego, że spędzałam z nimi czas. Jakbyśmy się zarażali nawzajem tą beznadziejnością. Kiedyś po kłótni 2 h stał pod moim domem, obserwując czy zadzwoniłam do przyjaciela. Zamiast pojechać do domu, po tym czasie wrócił jak gdyby nigdy nic, nagradzając mnie dobrym słowem. – Myślałem, że od razu zadzwonisz do niego. Będziecie palić fajki i gadać. Ale tego nie zrobiłaś. Brawo. Czułam się, jakbym wygrała w totka. Nareszcie coś zrobiłam dobrze! Nie widziałam tego, że nie dość, że traktuje mnie jak dziecko, to każe i nagradza według własnego uznania. Toksyki nie chcą, żebyście mieli znajomych. To zbyt zagrażające. Możecie wtedy przez przypadek zyskać inną perspektywę relacji. Stać się silniejsi. A przecież jedyna perspektywa, jaką macie posiadać to ta, że jest świetnie. Nie miał też problemu z niewybrednymi żartami pod kątem mojej rodziny. Cały nasz świat ma się kręcić wokół nich. Tylko taki układ jest dla nich bezpieczny.
Inne są fajniejsze
Wiem, że to, że z kimś jesteśmy nie powoduje, że oślepliśmy. Że bycie w związku nie oznacza, że wszyscy ludzie dookoła nagle stają się brzydcy i niewidzialni. Ale to było na porządku dziennym. Przy każdym mijaniu na ulicy atrakcyjnej kobiety słyszałam peany na jej cześć, które najczęściej kwitował – o matko, zakochałem się! Przy naszych wspólnych wyjazdach, chociaż było ich niewiele, zawsze znajdował sobie jakiś obiekt zainteresowań, o którym bezustannie mi mówił. No ale przecież to tylko żarty! Heloł?! Nie można komentować urody innych? To nie on robił coś złego! To ja, bo byłam sztywniarą, z którą nie można pożartować! A na dodatek jestem zazdrośnicą tylko i wyłącznie dlatego, że on kogoś komplementuje. No jak to tak. Zazdrośnicą byłam też wtedy, kiedy mieszkał 500 metrów od swojej byłej przez prawie rok na jednej wyspie. Kiedy spędzał z nią każdą wolną chwilę. Kiedy przy każdym naszym rozstaniu biegł do niej. To nie jego zachowanie było nieprawidłowe. To ja nie potrafiłam sobie poradzić ze swoją zazdrością.
Odetchnęłam, kiedy wyjechał. Bez sączenia codziennie jadu do ucha, że jestem beznadziejna i chce mu zmarnować życie rozkwitłam jak piękny kwiat. Zadbałam o siebie. Znalazłam nową super pracę. Spotykałam się z kim chciałam i robiłam to, na co miałam ochotę. Po jego powrocie kłóciliśmy się coraz więcej. Dlatego, że coraz częściej miałam odwagę reagować na takie zachowania. I pokazywać, że mnie to rani. I że nie tak powinno być. Kiedyś usłyszałam od niego, że teraz jak już jestem taka wylaszczona, to na pewno sobie pójdę. Wtedy ten strach, który go paraliżował, wyartykułował po raz pierwszy. I chociaż wiem dziś, że to właśnie obawa przed stratą i lęk, że się na kogoś nie zasługuje prowadzi większość toksyków do takiego zachowania, to ich nie usprawiedliwia. Ani to, że to tylko takie żarty. Nic nie wymaże łez. Ani wyrytych w sercu i duszy słów – jesteś beznadziejna.
⇒ Chcecie poznać mechanizmy toksycznych relacji, dowiedzieć się, na co zwrócić uwagę, co można zmienić, a co się nigdy nie uda? Koniecznie zajrzyjcie do mojego e-booka! teraz 20 ZŁ TANIEJ klik