Jest taki typ kolesia, któremu się wydaje, że swoim ku*asem zbawia świat. Macha nim na prawo i lewo, szukając lasek i chwili atencji. On nie czuje krindżu, gdy wysyła swoje nagie fotki. Jemu się wydaje, że to jakieś szczególne poczucie misji, że inne kobiety będą mogły zaznać tego, co ma między nogami. Więc ochoczo się udziela i próbuje nim obdzielać każdą, która wykaże odrobinę zainteresowania.
I on ma generalnie w dupie to, czy jest w związku, ma żonę, dziecko w drodze czy dziecko w szpitalu. On chce i on ma mieć, niczym pięciolatek w sklepie z cukierkami. Nic innego się w tej chwili nie liczy. Gorzej.
On lata z wywieszonym jęzorem i wywieszonym fajfusem, pokazując go każdej, bez względu na to, czy ona w ogóle chce to widzieć. Patrz co mam między nogami – krzyczy! Popatrz co mam! Dla ciebie to. Na ciebie czeka! Tak ci dobrze zrobię, jak ci nikt jeszcze inny nie dogodził.
I tu są kluczowe dwie rzeczy – bardzo często narcystyczne zaburzenie osobowości, które daje przeświadczenie, że faktycznie jego kutas jest wyjątkowy i każda, która będzie miała z nim do czynienia pójdzie prosto do nieba. Więcej o narcyzach poczytasz tutaj klik
I potrzeba dowartościowania się cudzym zainteresowaniem, też bardzo często narcystyczna. Tu mnie chcieli, tam mnie chcieli, tu liznęli, tam obejrzeli, ale muszę być zajebisty! Największy ogier w całej wsi!
Znam takie historie, od których się włos jeży na głowie m.in. kolesia, którego dziecko leżało ciężko chore w szpitalu, a on szukał sobie panienek na ten stres wiadomo! Kolesi, którzy mając żony w ciąży czy połogu umawiali się z dziewczynami na seks, nawijając im makaron na uszy, że biedny, żona to się zmieniła i już go nie rozumie. I on musi, no po prostu musi znaleźć kogoś, kto go wysłucha i przytuli do piersi, ewentualnie da dupy. No ale to już przy okazji. Wiadomo, że wysłuchanie najważniejsze!
To jest typ gościa, który nie widzi, że zamiast samca alfa, któremu wydaje się, że jest, przypomina raczej psa, który sika na każdy róg, licząc, że któraś suka się zainteresuje. A jak już ktoś mu odmówi? Jak któraś powie „nie”, albo – o zgrozo – zignoruje? Albo powie, co o tym wszystkim sądzi? Wtedy zaczyna się jazda. Bo przecież jak to możliwe, że jego boski organ nie wywołał fali podziwu? To nie jest „męskość”, to nie jest „bycie ogierem” – to zwykła emocjonalna niedojrzałość. Tacy faceci nigdy nie są nasyceni, bo ich ego działa jak dziurawe wiadro – ile by atencji nie dostali, i tak zaraz znowu muszą jej szukać.
I najgorsze jest to, że on sam siebie widzi jako bohatera tej opowieści. On nie jest gościem, który zdradza, oszukuje, rozbija relacje i wykorzystuje cudze emocje – nie, on jest tym biednym, niezrozumianym facetem, który „musi”. Przecież to nie jego wina, że kobiety go chcą (nawet jeśli tak naprawdę go nie chcą). To nie jego wina, że „życie się tak ułożyło”, że musi szukać „pocieszenia”. On nie bierze odpowiedzialności za nic – ani za swoje relacje, ani za swoje czyny.
Ile razy słyszeliście tę samą historię? „To tylko seks, to nic nie znaczyło”, „przecież nic złego nie zrobiłem”, „to ona mnie uwiodła” – zawsze ta sama melodia usprawiedliwiania siebie. Bo w jego świecie nie ma konsekwencji. W jego świecie jest tylko jego potrzeba, jego przyjemność i jego chore przekonanie, że kutasem zbawia świat.