Rozwój technologii i współczesnego świata o dziesiątki lat wyprzedził rozwój naszego mózgu i naszej mentalności. Nie jesteśmy gotowi na zmiany, jakie nastały. Mamy wszystko, tylko nie mamy siebie. Całe życie spędzimy na poszukiwaniu naszej tożsamości i miejsca na ziemi.
Szukamy taniego poklasku kupionego za lajki, bo czujemy się samotni. Miliony samojebek zalewających internet to krzyk rozpaczy ludzi, którzy często żyją iluzją. Ten świat jest bezpieczniejszy i pełny tych mówiących lubię cię – bo to nic nie kosztuje, klik klik klik. Nie trzeba nikomu ocierać łez, trzymać za rękę, podawać syropu i przytrzymywać głowy, kiedy rzyga. Łudzimy się, że jesteśmy dla kogoś ważni, a tym czasem świat ma nas w dupie i pędzi dalej do przodu. Fotografujemy wszystkie części naszego ciała, składowe posiłku i wnętrza torebek, bo nie mamy koło siebie kogoś, kto powie – nie martw się, wszystko będzie dobrze. Kciuk w górę musi wystarczyć.
Sami pędzimy. Pędzimy na drugi koniec miasta po prawdziwy chleb, prawdziwy jogurt, prawdziwe jajka i prawdziwe mięso. Bo wszystko, co jest teraz, jest plastikowe. Płacimy krocie za lepsze jedzenie, zapominając, że sami tego chcieliśmy. Że dostęp do coraz bardziej wypasionych dóbr konsumpcyjnych spowodował znaczny spadek jakości jedzenia, bo trzeba zarobić więcej, szybciej, a ludzie jak laptopy po 5 latach, muszą umierać, żeby zrobić miejsce dla nowych.
Im bardziej chcemy być wyjątkowi, tym bardziej stajemy się jedną szarą masą. Za chwile ulice zaleją te same cycki, te same dupy, te same nadmuchane policzki i przedłużone rzęsy. Geny zejdą na drugi plan. Po co masz być sobą, jak możesz być kim zechcesz. Ale nie wiesz kim chcesz być, więc najłatwiej jest być taśmowo kimś z okładki albo instagrama, poprawiamy urodę, zaniedbując nasze głowy.
Staliśmy się próżnymi egoistami, nasz układ nerwowy nie wytrzymuje przeciążeń, kiedyś spalili ci wioskę, zabili dzieciaka i wyruchali żonę, trzymałeś gardę i w zemście paliłeś im dwie wioski. Teraz utrata pracy, kredyt we frankach czy gorszy samochód albo owe cycki powodują w naszych głowach barierę nie do przejścia. Stajemy się szarzy, nic nam się nie chce, nie mamy o co walczyć, ideały zginęły. Celem staje się tylko to, co wizualne, to co można kupić, za co można zapłacić. Albo przypłacić.
Zapieprzamy po 12 h na dobę żeby móc kupić te prawdziwsze chleby i zapłacić za myjnię i opiekunkę, zamiast pracować 6, samemu upiec chleb, zając się dzieckiem i umyć samochód. Jak szczury w kołowrotku pędzimy wciąż przed siebie, przestaliśmy rozglądać się na boki.
Coraz trudniej nam kochać, bo narcystyczni egoiści nie kochają nikogo oprócz siebie. Nie potrzebujemy tworzyć więzi i budować relacji, bo namiastkę relacji dają nam media społecznościowe, a każdy nieudany związek możemy zaleczyć następnym i następnym i następnym.
Musimy być perfekcyjni. Perfekcyjni ludzie mają perfekcyjne ciała, pasje, perfekcyjne dzieci, perfekcyjną żonę, dobrą pracę i dom z białym płotkiem. I się nie mażą. I czytają Grzesiaka. Patrzymy na zdjęcia tych płotków i cycków i też chcemy. Bo wierzymy, że lepsze cycki, lepsze auto, dwa dodatkowe medale z triathlonu dadzą nam lepsze życie. Potem się okazuje, że nie każdy może być Grzesiakiem i mieć domek z białym płotkiem. I znowu nasz umysł nie daje rady.
Przyswajając miliony informacji dziennie chcemy być kimś innym. A zapominamy, jak być sobą.