Wiecie jak to mówią? Złej baletnicy rąbek u spódnicy. Daleka jestem od stygmatyzowania kogokolwiek za nieumiejętność tworzenia czy utrzymania relacji. Sama się uczę i sama popełniłam w życiu masę błędów. Ale… Bardzo nie lubię sformułowań – przytrafiają mi się same kiepskie partnerki/partnerzy. Nie mam szczęścia do związków. Bo szczęścia to jedynie możesz nie mieć do totolotka. Jak ciągle coś nie idzie, to widocznie wciąż popełniasz te same błędy.
To jedno z najważniejszych zdań, jakie usłyszałam na terapii i generalnie chętnie umieszczałabym je w każdym tekście, żeby zapadło w pamięć. Jeśli wszystkie nasze związki albo większość kończy się tak samo, to ich wspólnym mianownikiem jesteśmy my. Twarze się zmieniają, to my jesteśmy stałym elementem. Widocznie dokonujemy wyborów wg określonego schematu albo mamy wciąż te same schematy zachowań w relacji, które w konsekwencji prowadzą do tego, że związki się kończą.
Przyjrzyjmy się dziś temu, dlaczego niektórym ciągle w związkach pod wiatr.
Idealizacja
Nie ma ludzi idealnych. Tak jak nie ma idealnych relacji. Po okresie pierwszych miodowych miesięcy spadają nam różowe okulary i zaczynamy widzieć wady drugiej strony. I tu zazwyczaj przychodzi moment na odpowiedzenie sobie na pytanie, czy z tymi wadami damy radę żyć. Część osób – bardzo często są to osoby narcystyczne – mocno idealizuje partnera. Wchodzą w relacje z ogromnym impetem i fascynacją, że nigdy nikogo takiego nie spotkali! I ta fascynacja kończy się po okresie idealizacji. Narcyz nie chce widzieć wad partnera, bo to by znaczyło, że sam nie jest idealny. Wszak osoba idealna nie może mieć kogoś z wadami! Bez względu czego te wady dotyczą. To zaburza wyimaginowany wizerunek własny narcyza w jego głowie. O narcyzach więcej tu klik
Idealizacja może też dotyczyć relacji jako całości. Myślimy, że w „prawdziwych” związkach ludzie się nie kłócą, zatem gdy zaczynają pojawiać się jakiekolwiek zgrzyty – co jest absolutnie naturalne – robimy w tył zwrot. Mówiąc sobie, że to przecież nie to! Bo gdyby to było TO, to byśmy się nie kłócili, druga strona by nas nie wkurzała, czy też zawsze mielibyśmy dla siebie nieskończone pokłady cierpliwości.
Miałam partnerów, którzy byli mistrzami idealizacji. Mój toksyczny ex miał tak daleko wkręcony ten mechanizm, że potrafił sobie wyobrazić osobę z internetu, która byłaby dla niego idealna. Bo np. robiła to, co on lubił. Miał w tym wszystkim jakąś korbę na to, że idealny związek to związek dwoje ludzi, którzy czują, myślą i robią to samo. A najlepiej to jak już mają te same pasje. Potrafił do tej idealnej osoby pojechać na drugi koniec Polski, rozbić namiot na moście i czekać na nią aż się pojawi na spacerze np. dwa tygodnie. A gdy się pojawiała stwierdzał, że coś tam mu jednak nie pasuje. I zaczynał całą zabawę od nowa. Kiedy mi to opowiadał lata temu uznawałam to za romantyczne, teraz wiem, że to mocno niepokojące i nie wróży nic dobrego.
Nuda
Tak jak ludzie nie są idealni, tak w związkach nie wydarzają się tylko fajerwerki. Każda relacja prędzej czy później przejdzie do rozmowy o tym, co na obiad i kto wyniesie śmieci. Oczywiście fajerwerków w związkach warto szukać, zapewniać je sobie w postaci randek, wakacji czy wspólnym robieniu nowych rzeczy. Jednak myślenie o tym, że gdzieś na nas czeka lepszy związek, w którym nie będzie nudy i prozy życia to prosta droga do rozczarowania i szukania w nieskończoność. Przyczyna uwielbienia dla emocji może leżeć w naszym stylu przywiązania i w tym, co wynieśliśmy z dzieciństwa. Jeśli jedno z rodziców zapewniało nam emocjonalne jazdy albo raz było emocjonalnie nas blisko, a potem daleko z takim samym schematem będziemy szli przez życie. I dokonywali wyborów, które zapewnią nam jazdę bez trzymanki, czyli tzw. brak nudy. Ale to, że się non stop kłócicie albo co chwile rozstajecie nie świadczy o braku nudy w relacji. Świadczy o trudnościach obu stron.
Brak komunikacji
Nie każdy musi umieć rozmawiać. Ja tego też z domu nie wyniosłam. Ale gdy zaczynają się piętrzyć problemy albo niedopowiedzenia między parą, brak komunikacji w niczym nie pomoże. Niestety często czytam, że ktoś Wam mówi – taki jestem. Nie umiem rozmawiać. Nie lubię rozmawiać. I tu pytanie, jak zatem zamierzacie się porozumieć. Bo jeśli jedna strona chce, a druga nie to zawsze możesz zrobić w tył zwrot. Ale w kolejnej relacji znowu dojdziesz do ściany.
Niska samoocena
Niska samoocena może skutecznie zniszczyć nawet najlepszy związek. I co z tego, jak znajdziesz kolejną osobę, która swoim zainteresowaniem Ci tę ocenę podbije, jak to będzie tylko na chwilę? A potem zacznie się zazdrość i porównywanie do wszystkich ex. Wypominanie przeszłych historii. Obawy o to, że druga strona jest: atrakcyjniejsza, mądrzejsza, bardziej zaradna wstaw tu sobie cokolwiek i na pewno cię zostawi. Bez zbudowania samemu zdrowego poczucia wartości rozwalimy każdy związek. Albo z niego uciekniemy.
Lęk przed bliskością
Czasem sobie myślę, że to zmora naszych czasów. Wiele osób na podstawie doświadczeń z dzieciństwa i sytuacji, które się wydarzyły (np. zdrada) boi się zbliżyć do drugiej osoby. I gdy tylko robi się za blisko, odsuwa się. Tak się kończy wiele związków, ale i wiele tkwi w dzikim tańcu blisko-daleko, czyli pojawiam się i znikam. Gdy druga strona nie czuje się już zagrożona, bo związek się skończył, wraca po jakimś czasie. I chce zacząć od nowa. Problem polega na tym, że dopóki nie przepracuje swojego schematu, podświadomy lęk przed bliskością będzie tak silny, że znowu się po jakimś czasie wymiksuje. I tak sobie możecie tańczyć w nieskończoność. Taki schemat często powstaje, gdy matka odtrąca dziecko albo każe je za bliskość. Raz je przytula, a raz nie reaguje na jego potrzeby. Raz jest emocjonalnie blisko, raz niedostępna. W dziecku rodzi się lęk przed zbliżeniem się, bo za każdym razem bliskość kończy się tak samo – tęsknotą i odrzuceniem. Łatwiej jest się wycofać i uprzedzić ruch.
Brak chęci i świadomości pracy
Relacje nie są łatwe. Połączenie dwóch życiowych historii, naszych rzeczy z dzieciństwa, naszych byłych związków, naszych charakterów i całego bagażu, który niesiemy to tak naprawdę nieustanna praca. Nad swoimi przekonaniami. Lękami. Zachowaniami. Ranami. Ktoś, kto tego nie rozumie rzucając „jestem. jaki jestem” ma marne szanse na stworzenie dobrej relacji. Bo znowu – prędzej czy później dojdzie do momentu, w którym będzie trzeba podjąć pracę. I wtedy zakończy związek, szukając kolejnego bez problemów.
Nie musisz wszystkiego umieć, bo nikt nie rodzi się z wiedzą. Ale czasem trzeba się przyjrzeć temu, co nie wychodzi. Nie zwalać ciągłych porażek na drugą stronę. I brak szczęścia w życiu. Oczywiście możesz sobie skakać z kwiatka na kwiatek, narzekając, że nie możesz trafić księżniczki albo księcia. Warto się jednak zastanowić, czy sami mamy kompetencje do tego, żeby relacje budować albo się z nich nie wymiksowywać.