Kobiety kochają łotrów. Wprost szalejemy za facetami, którzy mają nas w głębokim poważaniu, z łobuzerskim uśmiechem flirtując jednocześnie z kilkoma naszymi koleżankami. Dobry facet jest dobry. Ale na przyjaciela, tudzież nudnego męża. Zły facet pociąga nas bardziej.
Jest w tym jakiś atawizm, prehistoria chyba, gdzie wcale nie był najlepszy ten, co kładł codziennie na wycieraczce jagody, tylko ten co za kłaki i do jaskini. I maczugą przez dupsko.
To zawsze działa – chcesz mieć kobiet na pęczki, olewaj je. Polecą niczym ćma do światła, nawet gdybyś był biedny i miał małego penisa. Tak zostałyśmy zaprogramowane, wydaje nam się, że jak trafimy na takiego złego drania, który pije, flirtuje i imprezuje, to przy nas się ustatkuje. Dowartościowujemy się w ten sposób myśląc sobie – taki ma wybór, a zdecydował się właśnie na mnie, jestem prawdziwą szczęściarą i muszę mieć w sobie coś wyjątkowego. Od tygodnia nie wypił piwa, nosi za mną torebkę i nie kopie już psa. Nasz brak poczucia własnej wartości popycha nas w łapska okropnych typów, którzy gdzieś mają nasze uczucia, korzystając do woli z bycia na piedestale. Boimy się głośniej odetchnąć, żeby tylko nie uciekł. To mieszanina niepewności i wdzięczności każe nam wiązać się z łajdakami.
Na ostatniej imprezie pod moją strzechę trafił facet, który ma jednocześnie 5 dup albo i więcej. Na pytanie, czy korzysta z Tindera, odpowiedział głęboko patrząc mi w oczy – hej maleńka, to ja jestem Tinderem. Przy mnie okłamywał co najmniej trzy z nich. I co? I nic! Kobiety jedzą mu z ręki. Mało tego, z dwoma z nich ma poważny związek, to znaczy mieszka, raz w jednym mieszkaniu, raz w drugim – ot sposób na ciekawe życie. Gdyby pewnie nie fakt, że jedna z nich notorycznie się wypłakuje, utyskując na to, kiedy on zmądrzeje.
Ja rozumiem, że można się, będąc gówniarą, nabrać na czułe słówka i domek z białym płotkiem, kiedy koleś chce się dobrać tylko do twoich majtek i jest w stanie wcisnąć każdy kit. Sama się nabrałam. Ale jak się jest w wieku dorosłym czyli gdzieś po 30, mieszkanie z draniem i liczenie że się zmieni, jest jak liczenie na to, że gwiazdy porno mają naturalne cycki. To trochę taki masochizm. No chyba, że lubisz wierzyć w to, że jak facet wychodzi z domu i wraca po 3 dniach, to przez śnieżycę nie mógł znaleźć drogi.
To opcja numer jeden, zdobyłaś łajdaka – brawo. Myślisz, że jest twój i go udomowisz – no nie ma szans.
Opcja numer dwa jest zgoła odmienna. Łajdak daje się uczłowieczyć (ale to chyba tylko w bajkach Disneya). Kawałek po kawałku zaczynamy go zawłaszczać i kastrować. Niby takie wyzwolone, niby optujemy za partnerstwem. Ale nosimy w zębach siaty z zakupami, śniadania podsuwamy pod nos i prasujemy majtki sikając z wrażenia, że nasz ulubieniec zrobi nam raz na miesiąc kawę. O minecie nie wspomnę, bo to typ, który codziennie podkłada ci penisa pod nos żądając swojej porcji pieszczot. Im bardziej on jest udomowiony, tym bardziej my wkurwione. Bo nie tak się umawialiśmy przecież, wybrałyśmy sobie silnego twardziela, a w domu siedzi potulny miś. I czeka na kolację i nie umie włączyć pralki. Ostatecznie on oprócz utraty atrybutów męskości nieźle się urządził. A my same jesteśmy sobie winne, bo narzekamy na facetów, których sobie stworzyłyśmy. Musiałby być totalnym idiotą, żeby nie skorzystać z podsuwania wszystkiego pod nos, nawet za cenę kastracji. Którą ostatecznie może sobie odbić poza domem, nadal pozując na ostrego kogucika.
Także drogie panie, jeśli chodzi o łajdaków – stanowczo nie polecam. Kochankowie z nich średni, bo idą w ilość a nie jakość. Partnerzy żadni. No chyba, że możecie zostać przyjaciółmi, to już inna sprawa, zawsze będziesz się miała z czego pośmiać. Ale prędzej czy później i tak ulegniesz jego urokowi. Więc trzymaj się z daleka ok?