Straciliśmy coś. Gdy mieszkasz w XXI wieku gdzieś na świecie w mieście albo na wiosce. Nieistotne. Masz dwie ręce, dwie nogi, pracę albo zajęcie, które powoduje, że masz co jeść. Masz kogoś bliskiego albo siebie albo jeszcze lepiej wszystko naraz. I nie grozi ci codziennie śmierć głodowa, śmierć w zębach tygrysa albo kula w łeb to przestajesz być czujny. Zaczynasz trenować crossfit, jadać na mieście, zwiedzać każdy zakątek globu, bo możesz. Nie ma lepszej odpowiedzi. Móc. Straciliśmy coś. Straciliśmy nasze poczucie bezpieczeństwa i to jest w porządku, że się boisz.
Nie ma nic złego w tym, że się boisz o swoją pracę, bo do tej pory jeśli nie byłeś życiową fajtłapą, to przez przynajmniej ostatnie 10 lat ciężko było zdechnąć z głodu. A kto miał głowę na karku mógł pracować, dorabiać i szukać nowych możliwości rozwoju. Teraz będzie trudno. W ciągu ostatnich kilku dni tablicę na fb zalała fala ogłoszeń znajomych bliższych i dalszych, że szukają. Że pilnie mogą robić wszystko. Bo nagle wszystko się zmieniło.
Nie ma nic złego w tym, że boisz się o swoich bliskich. I o siebie. W dowolnej kolejności. Mało kto na co dzień myśli o chorobie. Czy o śmierci. Śmierć zbliża się co prawda do nas z każdym rokiem i zmarszczką bliżej i bliżej, ale człowiek chyba nigdy nie jest na nią tak do końca gotowy. Instynkt przetrwania to przecież biologia. Nie ma nic silniejszego. Wszak w sytuacji zagrożenia pierwsze co chcemy ochronić to nasze serce i tych, których w nim nosimy.
Nie ma nic złego w tym, że boisz się, że już nie będzie jak dawniej. Przecież to zmiany powodują, że większość z nas boi się zrobić w życiu wiele ruchów. Bo co jeśli zmienimy sobie na gorsze? Nie wychodzimy ze strefy komfortu, bo nam w niej bezpiecznie. Teraz rozpieprzyła się w drobny mak.
Nie ma nic złego w tym, że boisz się o swój związek. Zamknięcie w 4 ścianach powoduje, że dużo łatwiej jest zauważyć, że już dawno zamknęliście się na siebie. I dużo trudniej coś z tym zrobić. Każda wada zaczyna być nie do zniesienia. Każdy nawyk wkurwia podwójnie. Słowne pojedynki. Próby przetrwania. Byleby tylko wszystko wróciło do utartych schematów i bezpiecznej odległości. Bez bliskości.
Nie ma nic złego w tym, że się boisz, że jesteś złym rodzicem. I coraz częściej masz ochotę wykrzyczeć swoim dzieciom, że masz ich dość. A potem zamknąć się w pokoju. Chcieć ciszy. Chcieć odpoczynku. Chcieć, żeby sobie poszły. I chociaż za sekundę będziesz już tęsknić jak cholera, to mgnienie o byciu złym nie daje ci spokoju.
Nie ma nic złego w tym, że się boisz, że przytyjesz. Że boisz się, że skończą się pomysły na obiady. Filmy na netflixie. Że zapomnisz smak ulubionych lodów. Że z Twoją głową jest coś nie tak, bo raz masz ochotę się śmiać, a za chwilę płakać. Że się martwisz. Że zaplanowane wakacje wzięły w łeb. Że nie pójdziesz na randkę. Nie wystąpisz na konferencji. Że ciągle tylko dres i włosy w kucyk.
Większość ludzi na tej planecie odczuwa strach. I tak jak prawdopodobnie strach przed skoczeniem w przepaść każdy czułby podobnie, tak codzienne życiowe strachy czujemy inaczej. Mamy różne konstrukcje psychiczne. I różne poduszki ochronne w postaci bliskich czy pasji. Różne rzeczy nas spotkały, które każdy z naszych lęków mogły spotęgować razy tysiąc.
Nie dajcie sobie wmówić, który strach jest ok. Który jest ważniejszy. Lepszy. Bardziej fundamentalny. Bo ostatecznie to Wasz strach i macie do niego prawo. I nie ma nic złego w tym, że się boicie.