Przez całe swoje życie spotkacie różnych ludzi. Jednym będzie z Wami po drodze tylko na chwilę, inni zadomowią się w nim na dłużej. Układanka zawsze będzie pełna, chociaż poszczególne jej elementy będą się wymieniać. Bo jak twierdzi Vonnegut w Kociej Kołysce, „kiedy stwierdzacie, że wasze życie splata się z życiem innego człowieka bez jakiejś logicznej przyczyny, człowiek ten najprawdopodobniej jest członkiem waszego karassu.”
Do mojego karrasu wpadły setki istnień, znajomości, przyjaźni. I tak sobie żyjąc na tym świecie doszłam do wniosku, że część ludzi ma do wykonania całkiem konkretne, może nie do końca uświadomione zadanie. Obserwując ludzi (tak, to moje największe hobby), znajomych i znajomych znajomych wyróżniłam kilka typów, które z powodzeniem każdy z Was znajdzie w swoich środowiskach.
Friendzone – mający nadzieję
Każdy z nas ma swoim środowisku taką parę. Taką, że wiecie, że ktoś kiedyś gdzieś coś. Ale generalnie nie wyszło. Bo ktoś nie chciał, nie był gotowy, nie mógł, nie miał odwagi albo cholera wie, co jeszcze. Taką parę, gdzie jedno by chciało się tylko przyjaźnić, a drugie, gdyby nadarzyła się okazja chciałoby czegoś więcej. W takich relacjach trzyma się ludzi wystarczająco blisko, żeby nie uciekli i wystarczająco daleko, żeby dać im do zrozumienia, że niczego się nie chce. Pamiętacie 4 wesela i pogrzeb, gdzie biedna Fifi kochała się w Hugh Grancie od zawsze i dzielnie znosiła jego wybryki i to, że wypłakiwał jej się w mankiet? Być we friendzonie to jeszcze gorzej, niż być w mordorze. Tym gorzej, gdy się kiedyś miało szansę być z tą osobą i się ją spieprzyło. Albo wtedy, gdy godzimy się wspaniałomyślnie przyjaźnić ze swoim ex, gdy wciąż jeszcze coś do niego czujemy. Wybierając gorzką przyjaźń zamiast nic.
Fuck friends – friendzone z benefitami
To tacy ludzie, którzy się przyjaźnią, a od czasu do czasu chodzą ze sobą do łóżka. Po prostu lubią się bardziej niż statystyczni przyjaciele, zamiast wspólnego kina wybierając wspólny orgazm. Związek idealny, gdy wszystko możesz, a nic nie musisz. Do czasu, aż jedno z nich nie wpadnie do friendzone.
Krytykanci – dowartościowywacze
Ludzie, którzy czują się lepiej tylko wtedy, gdy ci przypierdolą. Najlepiej w niewyrafinowany sposób, wprost mówiąc ci, że jesteś beznadziejny. Ludzie o zaniżonym poczuciu własnej wartości, z małymi fiutami, brzydkimi żonami, nie lubiący siebie, więc pokazujący ostentacyjnie, jacy to nie są fajni ze swoimi niewybrednymi żartami, podłymi smsami albo robieniem świństw. Uprzykrzają innym życie, bo to jest ich jedyny sens i rozrywka. I tylko wtedy czują się lepiej, nie kumając, że najpierw powinni zacząć zmieniać coś w sobie, zamiast przypierdalać się do całego świata.
Krytykanci grzejący się w blasku
Ludzie, którzy przyjaźnią się z Wami tylko i wyłącznie dlatego, że ich dowartościowujecie. Wbijają szpile w wyrafinowany sposób, tak jakby proponowali Ci czekoladę. Z uśmiechem na ustach dają ci do zrozumienia, że jesteś zły, zrobiłeś źle lub masz na sobie chujowy sweter. Patrząc na Wasze życie mogą poczuć się lepsi. Gdyby przestali przebywać z Wami straciliby punkt odniesienia i nie daj boże okazałoby się, że jednak nie wszystko wygląda tak idealnie, jak myślą, że wygląda.
Orbitujący wielbiący
To taka grupa, która z niewiadomego powodu czuje się w Waszym towarzystwie lepiej. Dajecie im energię, dobry humor lub dobry czas, ale to nie jest podszyte niczym więcej za wyjątkiem kilku chwil przyjemności. Lubią Was z jednego małego egoistycznego powodu. Jeszcze bardziej lubią siebie w Waszym towarzystwie.
Lepy rzepy
Ludzie rzepy przyklejają się do ciebie, żeby ogarnąć partykularne interesy, bo wykoncypowali sobie, że lepiej im będzie z tobą niż przeciwko tobie. Spędzają z tobą czas, udają, że cię lubią i wkładają sporo zaangażowania w to, żebyś ty polubił ich. Ale nie dlatego, że tak czują. Tylko dlatego, że wiedzą, co możesz, co umiesz albo co mógłbyś im dać i odkleją się, kiedy nie będziesz im już potrzebny.
A Wam jakie typy jeszcze przychodzą do głowy?