Jak wiecie po raz kolejny rozpoczął się cykl Niedokochane. W jednym z postów zapytałam Was, za co siebie lubicie. W ćwiczeniach w większości biorą udział kobiety, dlatego, że to z naszego niskiego poczucia własnej wartości bardzo często wychodzą toksyczne związki. Dostałam wiele wspaniałych odpowiedzi, ale zastanowiła mnie jedna, która dosyć często się powtarzała. Że lubimy siebie za siłę do walki. I zastanowiłam się o co chodzi, dlaczego kobiety muszą bardzo często walczyć o swoje. I doszłam do bardzo prostego wniosku. Bo nie jesteśmy mężczyznami.
To nie jest tekst feministyczny. Ja nie jestem feministką. Nie lubię całej tej walki płci, o czym pisałam w tekście wojna polsko-polska. Ba, bardzo często piszę też o problemach mężczyzn i tym, jak kobiety wyrządzają im krzywdę swoimi oczekiwaniami i wtłaczaniem w pewne role. Ale serio być kobietą w XXI wieku wcale nie jest tak cudownie. Chociaż zapewne o wiele lepiej niż w średniowieczu. Dlaczego? Bo dalej jesteśmy płcią gorszej kategorii.
Żyjemy w męskim świecie, w którym nieustannie musimy coś udowadniać. W rolach społecznych i zawodowo. Musimy pokazać, że potrafimy być super matkami i partnerkami, a do tego robić karierę, bo przecież same chciałyśmy się wyemancypować i być niezależne, to jak to nie umiemy tego pogodzić? A jak mamy problem i cierpi na tym rodzina, to zawsze możemy użyć argumentu nie do odparcia – co z ciebie za matka! Mężczyznom dużo rzadziej wytykamy, co z ciebie za ojciec. Przez ponad 3 lata odbyłam spotkania z osobami zarządzającymi w setkach firm i co? Na kierowniczym stanowisku nie było ani jednej kobiety. Owszem na spotkaniach są, bo pracują w działach marketingu. Ale wyżej sami panowie. A nawet jeśli w polityce czy w zarządzie kobieta się pojawia, to od razu wszyscy zastanawiają się, jak tam doszła i czyją protegowaną musi być albo jakie umiejętności pozazawodowe posiadać, że jej się udało. Udało! Nie dlatego, że ma wysokie kwalifikacje. Doświadczenie czy umiejętności. Jak się przyjrzycie kobietom w kościele katolickim czyli zakonnicom i jakimkolwiek innym kobietom w innych religiach, to tam także na stanowiskach zarządzających kobiet nie ma. Na czele sami mężczyźni. Owszem są np. zakonnice, ale jaką rolę pełnią względem mężczyzn? Służalczą! Mają dbać o kuchnię. I o mężczyzn.
Stąd zapewne ten motyw walki. Życie kobiet to podniesiona garda. Do tego musimy mieć oczy dookoła głowy, żeby nas nikt nie wykorzystał i nie zranił. Bo bardzo często jesteśmy jedynie obiektem seksualnych podchodów, nawet jeśli podchody wskazują na coś innego. Sama analizując swoje liczne życiowe sytuacje po latach dochodzę do wniosku, że w wielu przypadkach chodziło zazwyczaj o seks. Chociaż zachowanie i słowa wskazywały na coś innego. A my potem zostajemy z tymi poharatanymi sercami i co nam się trafia? Bardzo często oceny innych kobiet, które brzmią mniej więcej, jak mogłaś być tak naiwna i gdzie ty miałaś oczy! Pewnie jeden na 100 facetów został przez jakąś kobietę potraktowany tylko do celów łóżkowych. A na końcu jeszcze mu kumple gratulowali. My zostajemy ze zranieniem i ocenami innych. I sercem, które zamyka się coraz bardziej.
Do tego żyjemy w kraju, w którym kobieta w ogóle jest człowiekiem gorszej kategorii. Nasz rząd nie uznaje europejskiej konwencji antyprzemocowej, uważając, że jest to atak na rodzinę. A jak wiemy rodzina jest najważniejsza. Nawet jeśli chora i z podbitym okiem.
Dlatego dziś najlepiej urodzić się białym facetem. My już na starcie mamy przewalone przez matkę naturę. Bo jeśli trafimy na kogoś, kto nas zapłodni, a potem spieprzy zostajemy z dzieckiem same. I idziemy przez to życie, niosąc przed sobą coraz większą tarczę i mając coraz grubszy pancerz. Do tego powinniśmy być ozdobą świata, bo wiadomo, że kobiety jako powszechnie uznana ładniejsza płeć są po to, żeby mężczyznom poprawiać dzień swoim szczebiotaniem i wyglądem. Tak, żeby mogli sobie popatrzeć. Rzucić seksistowski żart. I dowartościować swoje ego.
Mam takie poczucie, że musimy się więcej starać. Trochę na zasadzie chciałaś, to masz. Musimy udowadniać, że zasługujemy na stanowisko, wynagrodzenie, szacunek. Facetowi wystarczy, że jest…
Walczymy o związki, chociaż bardzo często toksyczne relacje trafiają nam się właśnie dlatego, że jesteśmy niedowartościowane. Walczymy, bo wmawia nam się, że cały czas robimy coś źle i to nasza wina, że relacja nie działa. Walczymy o swoje marzenia, bo w męskim świecie czasem dużo trudniej jest je nam zrealizować. Walczymy o uznanie naszych argumentów, bo jak to, kobieta może mieć rację? Walczymy o uwagę większą, niż otaksowanie naszych nóg czy ładnej buzi. Walczymy o szacunek. Urabiamy sobie ręce po łokcie w tej walce. Ocieramy pot z czoła. To my, kobiety! Niezwyciężone. Heroiczne. Niewidzialne.