fbpx

Jakoś to nie jakość czyli o tym dlaczego warto czasem ruszyć tyłek

przez Anna Ulatowska

Życie jest za krótkie, żeby być z kimś, z kim nam nie po drodze, robić coś czego się nie lubi i spędzać czas z ludźmi, którzy nic nie wnoszą do naszego życia. Dlaczego ludzie zgadzają się na bylejakość?

Piękne rzeczy nie dzieją się bez wysiłku. Żeby wygrać w totka też trzeba zrobić minimum, czyli iść do kiosku i wypełnić kupon. Nie wiadomo skąd mamy przeświadczenie, że pewnego dnia za sprawą magicznej różdżki obudzimy się piękni, młodzi, bogaci, a adonis albo top modelka na tacy naszych życiowych oczekiwań podadzą nam wszystkie pragnienia, marzenia i rozwiązania. Nic tylko brać i czerpać garściami.

Tymczasem sukces Jobsa, Zuckerberga i znienawidzonego Donalda Trumpa wcale nie wynika z życiowego farta, omyłkowego przelewu milionów dolarów na ich konto czy zwycięstwa w loterii genowej. Pewnie to też. My widzimy jedynie efekt końcowy – biznesowe imperia, pieniądze i popularność. Nie widzimy tego, co się zadziało po drodze. Pracy po kilkanaście godzin dziennie, spania w biurach, totalnego poświęcenia się idei, porażek, ależ tak, bo sukces składa się też z porażek! Tylko mało kto o nich mówi. Nie widzimy utopionych dolarów, łez bezsilności, zasypiania na stojąco ze zmęczenia. Widzimy pięknych, bogatych, spełnionych ludzi, których możemy skwitować jednym zdaniem. No tak udało im się!

Ludzie, którzy tak myślą i mówią są leniami. To ci wszyscy frustraci, którzy nienawidzą swojej pracy, a mimo to codziennie do niej przychodzą. To ci wszyscy, którzy nie mogą patrzeć na swojego partnera lub partnerkę, ale myślą – kiedyś to rozwiążę, może sama odejdzie. To ci wszyscy, którzy utrzymują byle jakie, powierzchowne kontakty, bojąc się kogoś urazić swoją szczerością i powiedzieć – wiesz co, nudzisz mnie, nie lubię cię, nie chcę z tobą spędzać czasu.

Nie chcą wykonać najmniejszego wysiłku, żeby było lepiej. Bo trening, nauka języka, czy jakiekolwiek inne zmiany zrobią się same. Ostatnio wywiązała się ciekawa dyskusja na FB dotycząca mojego porannego sobotniego treningu. Tak, ja. Ci co mnie znają, wiedzą że sobota, poranek i jakikolwiek wysiłek to najwyżej koło południa. Od pewnego czasu jest jednak inaczej. Wstaję i zapieprzam na siłownię. Dlaczego? Bo widzę efekty! Bo nie chcę zawieść siebie i trenera. Zakopując się pod kołdrę oszukuję nie jego, oszukuję siebie. I magiczne pytania, jak to zrobić, żeby pokonać lenistwo. No po prostu – wstać z wyra! Nic, nic się samo nie zrobi. Nawet dzieci albo dziura w skarpetce. To leniwi frustraci są największymi hejterami w internecie. Wolą się skupić na tym, że ktoś ma za słabo wyrzeźbione ciało, a pieniądze na pewno ukradł. Wylewają swoje żale na innych, zamiast skupić się na tym, żeby cokolwiek zmienić u siebie.

To ci wszyscy, którzy boją się, że nie zasługują. Że nie są warci lepszej pracy, ciekawszego życia, partnera, który ich kocha i szanuje. To bylezadowalacze. Biorą co dają i jak leci. Byleby mieć coś. Namiastkę pracy, faceta, grupy ludzi, wśród których czują się dobrze. Nie zauważają, że na bylejakości upływa im całe życie. To kobiety, które będąc zaczepione w knajpie przez nudnego przeciętniaka, z którym rozmowa się nie klei, sączą ponuro drinka z palemką, bo lepszy taki niż żaden. Zapominają, że jak siedzą w tej chwili z nim, ze skwaszoną buzią, to nie podejdzie do nich nikt inny. Same przekreślają szansę na inne życie.

Nie chcą stracić tego, co mają. Kiedyś zrobiono eksperyment na dzieciach dając im jednego cukierka i mówiąc, że mogą go zjeść teraz. Albo poczekać chwilę i dostaną drugiego. Mało które podjęło tę nierozważną i wymagającą cierpliwości decyzję. Wolimy mieć wróble w garści niż gołębie na dachu. Bo a nuż ktoś nas oszuka i drugiego cukierka nie będzie?…No właśnie. Coś tam już w życiu osiągnęliśmy, coś mamy, coś nam się udało zbudować. Podświadomie czujemy jednak, że to za mało. Albo chcemy czegoś innego. Ale z drugiej strony trzeba w kierunku tego „innego” zrobić jakiś krok, a najczęściej milionpięćset kroków. I czekać aż wyjdzie. A istnieje spora szansa, że jednak może nie wyjść. Zapominamy, że w momencie podejmowania ryzyka wychodzimy ze swojej strefy komfortu i nawet jeśli się nie powiedzie, nauczymy się setek nowych rzeczy, które zaprocentują w przyszłości.

Ludzie nie rozumieją, że w większości życiowych sytuacji znaleźli się przez swoje decyzje. Jeśli ktoś ma piątkę dzieci i musi je wykarmić, to nie dlatego, że ktoś mu je zostawił na wycieraczce. Podjął świadomą decyzje, że chce je mieć. Albo że oszczędza na gumach, bo woli mieć na piwo. To też decyzja. Ewentualnie mogła się przydarzyć wpadka. Raz. Jak ktoś wpadł 5 razy to już jest świadomym idiotą. Jeśli ktoś ma długi to nie dlatego, że wpłacił wszystko na Amber Gold…oh wait. Tylko dlatego, że podjął jakieś decyzje, kroki, które go zaprowadziły w miejsce, w którym się znalazł. Na większość rzeczy w swoim życiu mamy wpływ. Ale większość wolności wyboru nie wykorzystuje, woląc zganiać na los, geny, wiatr w oczy i gwóźdź w oponie. Bo tak jest łatwiej. Trudniej jest chwycić życie za mordę i żyć tak, jak się chce.

Może Ci się spodobać

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze

Wykorzystujemy pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Akceptuję Czytaj więcej

Prywatność & Polityka cookies
0
Kocham twoje myśli, proszę o komentarz.x