Smartfon. Najlepszy i najgorszy wynalazek ostatnich lat. Brama do nieba i piekła jednocześnie. Potrafiący wprawić nas w jednej sekundzie w świetny humor albo wyzwolić potoki łez. Wykonanie jednego telefonu czy napisanie kilku słów zajmuje nam mniej niż minutę. Mimo tego wielu z nas chce wierzyć, że jak oni nie piszą czy się nie odzywają to wszystko może być winne, tylko nie wolna wola. Trudno jest przed samym sobą przyznać, że ktoś czegoś nie robi, bo po prostu tego nie chce.
Pewnie nie ma czasu. Pracy ma dużo. Telefon się rozładował. Nie ma nastroju. Była go zraniła i się boi. No tak, to na pewno to! A może się źle czuje? A może coś mu wypadło. Może pamięć kiepska i zapomniał. Czasem mam wrażenie, że gdyby przy każdym szukaniu usprawiedliwień dla tych, którzy nie chcą czegoś zrobić płakał mały kotek, świat byłby lepszym miejscem. Bo przestalibyśmy szukać, biorąc na klatę rzeczywistość.
I zawsze gdy myślę sobie o tym, jak cudownie lubimy się oszukiwać, przypomina mi się scena z Mirandą z Seksu w wielkim mieście, gdy posiadła tę wiedzę od któregoś z chłopaków Carrie, że jak się nie odzywa po randce to może go po prostu nie pociągasz. I poszła w świat mówić kobietom, które czekały na telefon, że sorry, ale nic z tego nie będzie. Po prostu go nie kręcisz. A kobiety nic a nic nie chciały jej słuchać. Wołały swoją prawdę, że telefon za daleko, czasu za mało, kota trzeba nakarmić, samochód umyć i zawsze tak jakoś było nie po drodze, żeby po randce zadzwonić. A na koniec jej się oberwało, że jest wredna i życzy innym źle.
Lubimy się oszukiwać, a tak naprawdę rozwiązania są całkiem proste. Napisanie do kogoś sms czy wykonanie telefonu to nie jest heroiczny wysiłek. Serio myślisz, że ktoś kto ma ochotę to zrobić, nie znajdzie na to chwili w ciągu dnia? Zaplanowanie wyprawy na Mount Everest jest trudne, przeniesienie biznesu do Doliny Krzemowej jest trudne, zrzucenie nadprogramowych kg też i nawet czasem wyprowadzenie psa, bo leje na dworze. Ale napisanie do kogoś, kto na poziomie deklaracji jest ważny jest najłatwiejszą sprawą na świecie. Jeśli mamy na to ochotę.
No tak, ale przecież powiedział, że jestem wyjątkowa!
No tak, ale przecież mówił, że ma mało czasu.
No tak, ale przecież deklarował, że nie wie/boi się/ nic nie obiecuje. To ja poczekam. Będę warować przy telefonie i w życiu, gdyby się namyślił.
Słuchamy tych gładkich słów, zamiast słuchać głosu rozsądku i zwracać uwagę na czerwone lampki alarmowe w naszej głowie.
Napisał? Nie napisał. Może napisze. Dlaczego nie pisze? Może ja napiszę? Nie, wyjdzie, że się narzucam. Przecież prosił, żeby czekać. No to czekam. Czekam. Czekam. Cholera, ile mam czekać? Może napiszę? On miał napisać! Dlaczego nie pisze?
Siedzimy sobie na karuzeli emocji i niepewności, odgrywając rolę w cudzym teatrze i zapominając, że w każdej chwili możemy z niej zejść. Nabieramy się na te wyjątkowości i losu niemożności, ślepo wierząc w to, że ktoś może sądzić, że jesteśmy wyjątkowi i nie mieć czasu do tego jedynego cudu świata napisać.
No nie.
No kurwa nie.
Faceci, co niesłusznie sobie wmawiamy, nie są znowu tak nieśmiali, ani nieporadni żeby nie potrafić wykręcić 9 cyfr, w najgorszym wypadku wpiszą cię pod 1 i samo się połączy. Ale nie, my nie potrafimy przyjąć do wiadomości, że coś nie gra, wyszukując milion powodów, że mama mu wyprała telefon z majtkami, że język mu spuchł, że musiał polecieć na rozmowy biznesowe do Tokio i na pewno odezwie się jak wróci. Wszystko, tylko nie to, że po prostu coś nie klika. A nawet jeśli klikało, to przestało.
I nie trzeba się obwiniać o to, że zrobiłaś coś, co spowodowało, że on uciekł albo się rozmyślił. Każdy z nas ma prawo do zmiany zdania i nawet jeśli od rana marzymy o buraczkach na obiad, ostatecznie możemy wylądować z talerzem makaronu.
Dlatego zamiast marnować czas na zastanawianie się nad tym, kiedy się odezwie lepiej marnować go na siebie. Gorzej, gdy po setkach godzin nieodzywania się on wróci z informacją, że w pracy młyn, mama go absorbuje, telefon ma za małe przyciski, zapomniał się odezwać, a w ogóle to strasznie tęsknił. Co wtedy zrobisz?