Nie wiem od czego zacząć. Pierwszy raz w życiu nie wiem od czego zacząć. Piszę ten tekst trzęsącymi się rękoma, obserwując moje życie od kilku dni jak w filmie. Moje ręce nie są moimi rękoma. Moje ciało nie jest moje. To co się wydarzyło nie jest moje. Nie chcę, żeby było. I wiem, że już na zawsze we mnie zostanie.
Gdybym poznała go na tinderze mogłabym powiedzieć, że jestem sama sobie winna. Że poszukiwanie przez internet pokazuje, że to miejsce jest pełne toksycznych ludzi. Pogubionych. Odklejonych. Złych. A mój przyjaciel ciągle mi powtarzał, Anka znajdź sobie w końcu kogoś normalnego. Z rzeczywistości. I znalazłam. Największe gówno mojego życia. Największa trauma, która spowodowała, że przestałam wierzyć w ludzi totalnie. Największe świństwo, które ktoś zrobił mnie. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Żadnej skruchy. Żadnego przepraszam. Psychopaci nie mają poczucia winy. Notoryczni kłamcy i manipulatorzy mają zaburzoną percepcję pomiędzy tym, co złe a co dobre. Dla nich ludzie są tylko zabawkami w świecie kłamstwa i oszustw. A im więcej ludzi uda im się oszukać, im bardziej wyrafinowane jest kłamstwo. Tym lepsza zabawa. Padłam ofiarą takiej osoby. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to przyjaciel mojego przyjaciela…
Pisał do mnie od czasu do czasu. I udzielał się na blogu. Zaznaczał swoją obecność. Twierdził, że wie o czym piszę. Że czuje tak samo. Że takim czy owakim tekstem zafundowałam mu bezsenną noc. Uwodził lepkimi słowami, tkając misterną pajęczynę. Jednocześnie mój przyjaciel mówił mi, że powinniśmy się poznać, bo świetnie byśmy do siebie pasowali. Oboje tacy poranieni. On po długim związku, w którym oszukała i zdradziła go kobieta. I ja po wszystkich traumach tego świata. Świetna para plastrów na wzajemne rany.
I spotkaliśmy się dwa dni przed świętami. Poszłam z nimi na drinka. Dwoje ludzi, którzy nie mają z kim spędzić świąt. Bo jego rodzice nie żyją. Jak się okazało, to była jedyna prawda, jaką mi w życiu powiedział. Cała reszta była wymyślona. Dobrze mnie słuchał i wyciągał wnioski, żeby potem wykorzystać wszystko, co może w grze ze mną. Więc powiedziałam, że moje relacje nie należą do udanych. Że żaden facet o mnie nie dbał. Że chciałabym, żeby ktoś mi przyniósł kwiaty i mnie po prostu przytulił. Opowiedział o swoim związku. O złej kobiecie, która miała romans ze swoim szefem, więc musiał po prostu musiał się z nią rozstać. I pewnego dnia wyszedł z ich pięknego, wspólnego mieszkania i już nigdy nie wrócił. I tak od 3 lat żyje sam. A potem mnie pocałował i dopytywał, gdzie pojedziemy na święta. Że może w góry a może nad morze. Że jedźmy koniecznie, spędzimy razem fajny czas i poznamy się lepiej. Nigdzie nie pojechaliśmy, bo następnego dnia temat się urwał i stwierdził, że po co tak daleko, jak możemy zostać. Raz, że był spłukany. Dwa, że nie mógłby mnie nigdzie zmienić za kółkiem, bo nie ma prawa jazdy.
Następnego dnia poszliśmy na randkę. Przyniósł mi kwiaty. Zapłacił (to ważne, bo to był jedyny raz kiedy zapłacił za cokolwiek). A potem pojechaliśmy do mnie. I co istotne nie poszliśmy do łóżka przez 3 dni. Wydawało mi się piękne to, że uszanował moją wolę, że nie chcę, żeby ta relacja zaczynała się w taki sposób. I uszanował. Pomyślałam, że jestem szczęściarą. Że może nareszcie?…Oswajał mnie. Mówił, nie bój się. Wiem, ile przeszłaś. Ile nosisz ran w sobie. Otwórz się, nie skrzywdzę Cię. Nie rozumiem, dlaczego się bronisz.
I tak od czasu świąt zaczęliśmy się spotykać. Oczytany, po polonistyce. Że jego rodzice byli genetykami. Że nie rozmawia z siostrą, bo chciał od niej pożyczyć pieniądze i głupia nie chciała mu dać. Dziś wiem, że siostra z nim nie gada, bo ciągle pożycza od niej pieniądze. I nigdy nie oddał. Że w pracy jest taki ważny, że w sumie cała firma stoi na nim. Co prawda ostatnio chodzi do pracy w trybie zmianowym, ale to dlatego, że przyucza nowego kierownika. A tak w ogóle to jest szefem kadr, jeździ szkolić ludzi za granicę i takie tam. Teraz już wiem, że jest operatorem maszyny, a wcześniej był ochroniarzem…
Mam taką intuicję, że mogłabym być naczelnym śledczym CBA i ABW. Problem polega na tym, że nigdy jej nie słucham…Pierwsze czerwone światło pojawiło mi się, gdy przestał za cokolwiek płacić, jakieś 3 dni po poznaniu. W kawiarni za kawę płaciłam ja, za obiad ja, zakupy robiłam ja. Drugie, gdy weszłam do jego domu, a raczej mieszkania, które ciężko nazwać jakimkolwiek lokum, bo tak nie mieszkają chyba nawet studenci. Stary tapczan i jedna szafa na ciuchy. Myślę sobie, no ok może nie może się pozbierać psychicznie po tym rozstaniu. Może ma jakieś problemy finansowe. Chociaż wiedziałam podświadomie, że 42 latek nie może tak mieszkać i nic nie mieć, to niemożliwe. Mój przyjaciel uspokoił mnie, że przecież są ludzie, którzy przychodzą do domu tylko spać. Że wydają pieniądze na coś innego i że to jest ok. Dziś wiem, że cała kasa idzie na komorników, trawę i hektolitry piwa.
Jak mi się zaczęło nie zgadzać coraz więcej rzeczy zapytałam go dlaczego ma zdjęcie Hanka Moodego w tle. Czy jest takim alvaro? Bo coś mi nie gra. On taki wycofany. Małomówny. Czyta dużo książek. Na mojej imprezie urodzinowej nie odzywał się prawie do nikogo. No introwertyk najwyższej klasy. Powiedział, że lubi ten serial i tyle. Dziś wiem, że myśli że jest Hankiem. Zakładając misterną sieć na kobiety, z których czerpie finansowe i inne profity. Hankiem ze wsi, zamiast z Californii…
Jak go pytałam, co robi to pisał, że zdradza mnie tylko z książką! Tylko, że ja nie o to pytałam…Jak mówiłam, że to ja jestem blogerką, a on ciągle siedzi na telefonie, mówił, że to z pracy. Ciągle wypytywał, kiedy wydam książkę. Myślałam, że mnie motywuje. Dziś wiem, że liczył na profity. Powtarzał, że muszę kupić tv, wtedy będzie w pełni szczęśliwy, bo nie ma na czym oglądać meczy. Że telefon mu się psuje, dając subtelne aluzje, że może bym mu kupiła nowy. Że w sumie to by się chętnie wyniósł z tego mieszkania i widział świetną kawalerkę, czekając aż powiem, że może się do mnie wprowadzić.
Zaczęły się zadziewać drobne rzeczy, które mi się nie spinały. A to mieliśmy iść do kina, ale go głowa rozbolała. A to mieliśmy się widzieć, a mu ciotka umarła. A to się pogodził z siostrą i cały dzień z nią spędził. Myślę sobie – o super, mam na niego dobry wpływ. Jednocześnie mówił, że kocha, jestem wspaniała, całe życie na mnie czekał…ja pierdole co za gówno. Niedobrze mi jak o tym myślę. Bo w tym samym czasie pisał do innych kobiet to samo. Do dziesiątek innych kobiet…
Pisał, że uruchomiły się w nim różne lęki. Że nagle zaczyna się bać związku. Że nie wie, co się z nim dzieje. Że mam być z nim i go wspierać. Więc pomyślałam, kurde jestem silna dam radę. Co prawda na początku związku powinno być zajebiście, a nie chujowo. Ale tyle osób już ratowałam, że może on naprawdę potrzebuje wsparcia. Więc będę dla niego i obok niego.
Nie spędziliśmy razem sylwestra. Nie mógł, bo zapłacił zaliczkę na wyjazd do Warszawy i mu hotel przepadnie. Napisałam, że przecież może jechać. Przed nami wiele wspólnych dni. Całego sylwestra przesiedział ze swoją przyjaciółką. Kolejny weekend nie mógł się spotkać, bo mu wypadło pilne szkolenie. A to wypadek w pracy. Ciągle jakieś niestworzone historie.
Pomyślałam sobie, że strasznie nam się na początku tej relacji nie układa. I że to w sumie nie ma większego sensu. Do tego w tym wszystkim pojawiła się jego przyjaciółka, która nagle wyznała mu miłość. Znają się 6 lat, aż tu nagle okazuje się, że ona go skrycie kocha i nie wie co z tym zrobić.
Postanowiłam, że dam mu czas. Niech się może zastanowi, co czuje i do kogo. Jedzie do siostry nad morze i pobędzie sam. Zrobił straszny dramat, dlaczego się chcę z nim rozstawać. Że on sobie nie wyobraża życia beze mnie. I że to wszystko bez sensu. Ale szanuje moją decyzję. Mojemu przyjacielowi powiedział, że też jedzie do siostry. Jest na tyle bystry, że wie, że wersje muszą się zgadzać.
W piątek wieczorem wyśmiał moje wiadomości o tym, że go wesprę i będę przy nim. Zapytałam, czy wszystko jest ok. Zadzwoniłam, nie odebrał. Chwilę później dostałam wiadomość na fb od obcej kobiety – nie marnuj czasu. I nagle mnie oświeciło. Jest w Warszawie ze swoimi znajomymi, pojechał świętować swoje urodziny, wyśmiewa naszą relację i się świetnie bawi. Więc napisałam, co o tym sądzę. Napisałam też do niej. Nie odpowiedziała.
Poczułam się jak w filmie. Dlaczego ktoś mi to robi? Co ja takiego zrobiłam w życiu i komu, że mnie to spotyka. Aż posklejałam wszystko do kupy i zaczęłam czytać o psychopatycznych kłamcach i manipulatorach. Ludzi bez emocji. Bez uczuć. Którzy nie odróżniają dobra od zła. Agresywnych. Takich, dla których kłamstwo i to, ile osób oszukają jest jedną wielką zabawą.
Spotkałyśmy się i za to jej dziękuję. Że zechciała mi pokazać tę spiralę gówna, którą on rozkręca, chociaż nie rozumiem ich relacji. Bo ludzie, którzy się przyjaźnią nie zachowują się w taki sposób. Ona jest jego przyjaciółką. I mityczną byłą kobietą, z którą nigdy nie był.
Napisała do mnie, bo widząc wiadomości ode mnie, które jej czytał i mówił o mnie ta idiotka…zrobiło jej się mnie żal. I stwierdziła, że jestem na tyle inteligentna, żeby to przerwać. Nie rozumiem ich relacji. Myślę, że to rodzaj toksycznego uzależnienia. Że ona zabierając go na wyjazdy, płacąc za niego i przyjaźniąc się z nim robi mu krzywdę. Chociaż głośno mówi, że nigdy nie będą razem. Mnie na spotkaniu powtórzyła to kilkanaście razy. Bo jej się nie podoba, nie ma ambicji, za dużo pije. Po co ludzie mówią takie rzeczy? Myślę, że zrobiła to po to, żeby ktoś go ukrócił i żeby przestał to robić, bo w jakiś sposób ją rani. Za cholerę nie wiem, dlaczego i co ich łączy. I nie chcę wiedzieć. Za każdym razem, kiedy wymyślał kłamstwo i odwoływał spotkanie, był z nią. Wystarczy, że ona zadzwoni a on biegnie. Wynosić jej śmieci albo myć klatkę schodową. A potem pisze do niej, że ją kocha i gdyby nie robiła tego, co robi i byli razem, spirala kłamstw by się skończyła. Wie, że jest chory. Ale twierdzi, że nie zmusi go do leczenia. Nie wiem, jaką nauczkę chciała mu dać pokazując mi to wszystko. Z jednej strony rozumiem chęć przytarcia mu nosa, z drugiej nie rozumiem, dlaczego można się przyjaźnić z kimś takim, wiedząc to wszystko.
Pojechałam dziś do niego. Zapytałam, dlaczego to robi. Dlaczego tak krzywdzi ludzi. Wiecie, co mi powiedział? Że nie wie o co chodzi. Że przecież kazałam mu odpocząć i był u siostry. 3h wcześniej ona wysadziła go pod blokiem, bo wrócili razem z wycieczki za miasto…
Wiem, że to choroba. Że nie ma na to wpływu. Że to silniejsze od niego i nie umie inaczej. Ale takich rzeczy nie można tak zostawiać. Ludzie muszą wiedzieć, że robią źle. A nawet jeśli ta historia da mu nauczkę na chwilę tylko, zanim nie utka nowej sieci znajomości i nie zacznie wypisywać do wszystkich kobiet, które zna, że kochał je od zawsze. Mam nadzieję, że kogoś ostrzegę. Na razie uratowałam 18-latkę, z którą jutro umówił się na kawę. Za którą pewnie musiałaby zapłacić…