Każdego wieczora tak leżę. Mam w głowie całe swoje życie i poczucie nieustannej straty kogoś ważnego. Siebie. Przegapiam mnie. Nie zwracam uwagi na to, co mówię sama do siebie. Zakopuje się głębiej w kołdrę i swoje lęki, zapominając, że ciepły puch nie ogrzeje mi serca i nie naprawi moich błędów.
Leżę.
Walczę z tym, żeby zasnąć a może walczę ze sobą. Przygnieciona nagle milionem problemów, których na co dzień przecież nie ma. Nie ma? Czy nie chcę ich widzieć? Poluję na siebie słowami jak lew na safari, wyrzucając sobie każdy błąd od chwili narodzin.
Leżę
Myślę o tym, dlaczego ktoś, kto na to nie zasłużył tak bardzo musi czuć mój chłód. Gdy skończy się to to co mam, nie będę miała już nic. Nigdy. Zostanę pusta na zawsze. Nie chcę już poznawać setek ich skurwiałych historii o ojcach, matkach, byłych żonach, kochankach i nieudanych zalążkach życia. Mam ochotę wykrzyczeć wszystkim, że mam w dupie wasze historie. Nigdy mnie nie obchodziły. Każde spotkanie było tylko po to, żebym się mogła przejrzeć w waszych oczach. To było puste odbicie.
Leżę
Powinnam wrócić na terapię, chociaż boję się, że pewnego dnia wstanę i powiem, że to nie jest moje życie. Że obserwuję z boku jakąś historię, a moja za chwilę się zacznie albo już się skończyła. Ale ta część na pewno do mnie nie należy. Jakaś obca kobieta mówi moje kwestie. Obce dłonie dotykają obcych ludzi. Wszystko jest obce.
Leżę
Zaczynam nienaturalnie bać się starości i samotności, chociaż całe życie czuje się sama. Czy można się bać czegoś, co jest tak dobrze oswojone? Pierwszy raz pomyślałam o śmierci i nie dostałam ataku paniki. Poczułam ulgę. Czy to znaczy, że już się przyjaźnimy?
Leżę
Powinnam czytać książki na dobranoc, snując wizje w swojej głowie i dzikie opowieści. Zamiast tego bezmyślnie przeglądam opowieści z innych żyć. I nie mam żadnej wizji. Mam tylko przed oczami wszystkie swoje błędy, które mają imiona. A wszystkie imiona i tak zawsze układają się w jedno jedyne imię. Bo przecież tylko on miał imię nadane. Reszta miała nieistotne ksywki od zawodów, wyglądu i ich małych śmieszności. Reszta była nieistotna. A może to złudzenie optyczne? Zaczynam się robić sentymentalna, zapominając o chaosie, który był dodatkiem do tego sentymentu.
Leżę
A może to wszystko jest śmieszne? Może ta kropla, która toczy się właśnie po policzku powinna za dotknięciem czarodziejskiej różdżki unieść kąciki ust w niemy grymas.
Nie mam ani jednego marzenia. Przyszłość najdalej jest jutro. A przeszłość to horyzonty zdarzeń. Czuję się, jakbym żyła cały świat.
Leżę w bluzie otulona setką nic nieznaczących chwil. Mogę sobie przykleić kolejny papierowy uśmiech. Ale zawsze zostaje ślad po kleju, który sprawia, że nie mogę zasnąć.
Ślad, który mi przypomina.
Że jestem oszustką…