Emancypacja nie zabiła tylko mężczyzn. Zabiła też nas. Kobiety, które jeszcze jakiś czas temu mogły być piękne i delikatne, bo to nie przeszkadzało im w osiąganiu celów i życiowej realizacji. Mogły być słabe, kiedy takimi się czuły i silne, kiedy miały na to ochotę. Dziś muszą być tylko silne. Silne i niezależne. Jak taka nie jesteś, to tak jakby cię wcale nie było. Przyznanie się do słabości jest gorsze, niż bycie homoseksualnym uchodźcą. Dziś mówię głośno i wyraźnie, że chcę być słaba. Mam dosyć siły, którą same sobie robimy krzywdę.
Ostatnio przeglądając zdjęcia na instagramie przeczytałam u jakiejś kobiety podpis pod fotografią zestawu do robienia kosmetyków naturalnych #silnainiezalezna. I zrobiło mi się cholernie smutno, skoro już samo używanie kosmetyków naturalnych świadczy też o naszej sile i niezależności. Same sobie ten przymus narzuciłyśmy. Musimy być świetnymi pracownicami, bo przecież same chciałyśmy. Szefować, zarządzać, piąć się po szczeblach kariery. Nie możemy teraz pokazać, że nie dajemy rady! Bo powiedzą, że jesteś babą i swoje emocje przynosisz do pracy. Bo pomyślą, że się nie nadajesz. Nie możemy pokazać, że czasem nam coś nie wyjdzie, a zamiast garnituru i szpilek chętnie przyszłybyśmy w dresie. Musimy być świetnymi matkami. Bo jak nie będziemy takie, jak te wszystkie instamatki, to nasze dziecko skończy marnie, o ile uda mu się przeżyć do 18-tki. Jakby nie wystarczyła wewnętrzna obawa każdej kobiety, czy będzie dobrą mamą dla swojego dziecka. Musimy być świetnymi kochankami, bo inaczej on będzie oglądał porno albo pójdzie do innej. Świetnie gotować, bo co to za kobieta, której rodzina jada na mieście albo co drugi dzień na obiad ma makaron. Musimy być fit. Po 12 godzinach pracy i ogarnięciu domu wkładać obcisłe getry i biec na siłownię albo zrobić chociaż kilka kółek wokół domu. Jakbyśmy wszystkie brały udział w konkursie na fitneskę roku, bo przecież nasze ciało może więcej, niż nam się wydaje. Więc w pizdu z tym, że wydaje mu się, że powinno już spać, trzeba ćwiczyć! Musimy być świetnie ubrane, elokwentne, przebojowe. Musimy, bo same sobie narzucamy ten kierat.
Zapominamy, że jedynym powodem, dla któregokolowiek możemy coś zrobić jest nasza chęć własna. Bez konieczności udowadniania sobie, mężowi czy komukolwiek czegokolwiek. I naprawdę nie musisz jak jedna z blogerek ostatnio wstawać o 4 rano na siłownię. Bo cena, którą zapłacisz za sześciopak będzie o wiele większa niż ci się wydaje. Jeśli ona jest dla ciebie motywacją, to wspaniale. Jeśli patrzysz na jej fotki z siłowni bladym świtem i mówisz sobie – ona jest silna, a ja beznadziejna to natychmiast przestań.
Jestem słaba. Jestem i chcę być słaba. Dziś pół dnia przepłakałam, bo jest mi smutno. Nie umiem rozmawiać tak jakbym chciała, z tymi których kocham. Nie mam tych, których kochałam obok siebie. Wstałam o 15-tej i chodzę w dresie. Bywam smutna. Ludzie mnie wtedy pytają dlaczego jestem smutna, jak na ogół jestem wesoła. Bo mogę. Bo słucham siebie. Bo nie widzę potrzeby przyklejania codziennie uśmiechu i mówienia, że wszystko jest ok., jak nie jest. Bo to tworzenie iluzji, nie tylko na potrzeby otoczenia, ale i swoje własne. I jak pewnego dnia dostrzeżesz, że to szklana bańka, w którą się wpakowałaś, nie będziesz miała siły wstać z łóżka.
Marzę o tym, że przyjdzie kiedyś taki czas, kiedy blogerki i blogerzy z równym upodobaniem, co wrzucanie zdjęć nowych ciuchów i kosmetyków będą mówić o tym, że nie wszystko im wychodzi. I przestaną tworzyć iluzję świata idealnego, którym biczują się kobiety. Marzę o tym, że ludzie zaczną przykładać taką samą uwagę do zdrowia psychicznego czy terapii jak do selfie pośladków.
Nie ma nic złego w przyznaniu się do tego, że się nie daje rady. I nawet jak jesteś samotną matką trójki dzieci nie musisz być terminatorem. Nie musisz się punktować za każdym razem, gdy twoim zdaniem zrobiłaś coś źle lub nieperfekcyjnie. Jak użyjesz ajaxu zamiast wody z octem, pójdziesz do pracy z oczkiem w rajstopie albo powiesz przy dzieciach cholera świat się nie zawali. Słuchaj siebie. Chwal w głowie za wszystkie, nawet najmniejsze sukcesy, zamiast się glebować. I pamiętaj, że silna jesteś tylko wtedy, gdy pozwalasz sobie być słabą.
Siła nie ma płci. Siła, wbrew jednemu z haseł nie jest kobietą ani mężczyzną. Siła jest w każdym z nas, ale nie musi definiować naszej tożsamości ani samopoczucia. Płeć nie jest już determinantem żadnej z cech. Za każdą siłą, słabością, niezależnością, mocą, energią, sukcesem, smutkiem, pustką, byciem dobra matką, dobrym ojcem, szefem, pracownikiem, spełnionym człowiekiem stoisz TY. I tylko to się liczy.