Jakiś czas temu zaczęłam się z kimś spotykać. Tinder, wiadomo takie tam spotykanie niespotykanie. Ci co mają zdjęcie penisa w obcisłych bokserkach mają jasno sprecyzowane oczekiwania, cała reszta drepcze w kółko udając, że szuka miłości życia. Może i sobie szukają, ale to jest takie skupisko ludzi poranionych i popierdolonych, że owszem, miłość może ktoś znajdzie, ale łatwiej wylądować na kozetce lub u wenerologa.
Lubię się spotykać z chłopcami. Wiadomo, każdy lubi płeć przeciwną. Można się przystroić w piórka, głasków nazbierać, a i czasem za darmo napić lub najeść. Znam faceta, który zalicza 2-3 randki dziennie. No ale on szuka miłości życia. Na razie znalazł wielką traumę, a na moją radę aby zaprzestał tych działań, tylko je zintensyfikował. Pewnie teraz średnia oscyluje koło 4 randek dziennie. Ja pierdole, szczerze podziwiam! Ile razy można opowiadać tę samą historię.
No ale do faceta. Facet wydawał się całkiem spoko, do tego stopnia, że tak jak zawsze biegnę do przyjaciółek pochwalić się, że ktoś fajny na horyzoncie, tak tym razem postanowiłam to zachować dla siebie. Bo on taki biedny, kobieta go zostawiła po 12 latach, zabierając ze sobą dziecko i cały życiowy dorobek. I o ile wiem, że różne rzeczy się w życiu zdarzają, bo to nie Disneyland, tak mając lat 40 za chwilę, wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Tak sobie popisaliśmy trochę, pogadaliśmy parę razy. Usłyszałam całą jego życiową dramę (tak swoją drogą to świetny patent, podryw na żal i dramę, muszę zacząć stosować). Aż do momentu, gdy mi napisał, że sorry nic z tego nie będzie, bo on cierpi i nienawidzi kobiet. To mu nie przeszkadzało nienawidzić 3 kobiet po niej, będąc z nimi w jakichś tam relacjach. No to jak wiadomo, co zrobiłam? Pobiegłam go ratować!(na wszelkie uwagi w tym miejscu informujące mnie, że jestem zjebana i mam psychologiczny problem odpowiadam tak wiem! Ten blog to moja autoterapia, a jeśli komuś oprócz mnie pomoże w analizie jego zachowań, chwała). Pojechałam. Poprzytulałam i tak zaczęliśmy się spotykać.
W sumie nazwanie tego spotykaniem to za dużo powiedziane, bo jak wiadomo, każdy zraniony facet zostawia sobie furtkę ratunkową, pt. nigdy już z nikim nie będę. Co w naszym przypadku oznaczało możliwość pisania z innymi osobami, żeby dalej opowiadać swoja smutną historię i głaskać ego, o czym dowiedziałam się później. I jak go na tym przyłapałam, usłyszałam moje ulubione słowa klucze, że przecież nic sobie nie obiecywaliśmy, heloł!(potem się okazało znowu, że to on mnie nic nie obiecuje, bo ja to jednak powinnam trwać wiernie u jego boku).
Pierwsza czerwona lampka zapaliła mi się, jak się dowiedziałam, że tą swoją wielką miłość to w sumie kiedyś zdradził. No bo niby miał powody. Podejrzewam, że w swoim narcystycznym świecie jego chłopięcy mózg nie utargał, że urodziło się dziecko i teraz matka musi się zająć nim, zamiast NIM.
Druga lampka mi się zapaliła, jak kiedyś w ferworze 856 opowieści ich historii gdzieś mu się wymknęło, że groził jej że ją zabije. I wylądował na komisariacie.
Kiedy mi tłumaczył, dlaczego nie utrzymuje kontaktów ze swoim dzieckiem, bo to kosztowne, cały weekend się traci, a poza tym to małe dziecko i ma już nowego tatusia (jego ex odeszła do innego), szybko zapomni, a on nie chce cierpieć widując ją, w głowie miałam już wielki czerwony pożar. I go zignorowałam.
Im dalej w las, tym więcej bałaganu, wiadomo. Maski spadają, przestajesz pokazywać najlepszą wersję najlepszej wersji, przestajesz się pilnować i nagle widzisz drugą osobę w pełnej okazałości. I nie podobało mi się to, co widzę.
Nieuzasadniona wściekłość, gdy coś nie przebiegło po jego myśli. Np. gdy niechcący zepsułam mu zamek w drzwiach i zostałam ukarana nieodzywaniem się. Jego znajomi, którzy patrzyli na mnie jak na dziwaka (teraz już wiem dlaczego, skoro drzwi od jego domu się nie zamykały, przyjmując kolejne laski, które miały wypełnić lukę po tamtej). Potem się okazało, że w sumie to chciał mieć szybko dziecko, żeby udowodnić byłej, że może i potrafi mieć drugą rodzinę, o czym nie zapomniał jej też poinformować. Wieczne obrabianie dupy swoim znajomym, nawet tym, którzy mu kiedyś bardzo pomogli. Wybuchy agresji w pracy, gdy coś szło nie po jego myśli czy zamienianie się na obiad z moim, gdy w restauracji jego mu nie smakował.
I wreszcie łódka, ach łódka! Łódka, którą sam zrobił. Jak już byłaś na łódce, to jesteś jego kobietą. Łódka, do której nosiłam mu 40 kg silnik i dostawałam opieprz za to, że jeszcze nie pomogłam przy wiosłach.
Spotykaliśmy się ponad 3 msc. Jak miał ochotę i potrzebował głasków, to potrafił dzwonić kilka razy dziennie, mówiąc, że mnie lubi i oczekiwać wzajemności. Albo opowiadać przez 2 h jak bardzo ludzie w pracy są okropni, nie pytając co u mnie. I w sumie bez żadnych głębszych deklaracji na początku września zaczął coś przebąkiwać, że może kupimy sobie psa. Może zamieszkamy u mnie. I ja tak sobie myślę, kurde wszystko spoko, ale jeszcze msc temu dowiedziałam się, że mi nic nie obiecuje a teraz chce się wbić do mnie na kwadrat i nie dość, że mam się nim opiekować, to jeszcze psem?! I tak sobie pomyślałam, że to przemyślę. A potem wyjechałam na wakacje, podczas których nie odezwał się do mnie ani słowem, a na pytanie dlaczego nie pisze powiedział, że ma dość oglądania moich pięknych zdjęć i mojego idealnego świata, i ja to mam w życiu łatwo, a on ma trudno wiadomo. I wywalił mnie ze znajomych (czyli wpadłam do 9 kręgu piekieł! :))
Nowa dziewczyna znalazła się po tygodniu. A teraz widzę, że awansowała i pływa tą łódką i tak bardzo mi jej żal, bo ona tego wszystkiego jeszcze nie wie… Że to facet, który zatrzymał się na poziomie emocjonalnym 10-letniego chłopca, który potrzebuje, żeby świat kręcił się wokół niego i jego zasad.
I jak zobaczyłam tę łódkę dziś to najpierw trafił mnie szlag, że się dałam nabrać po raz kolejny. Potem policzyłam do 10 i przestałam go zabijać w myślach, kierując złość na coś konstruktywnego.
A potem zrobiłam coś, co powinnam zrobić już dawno. Usunęłam tindera. Bo skoro teraz jest czas dla mnie, to niech on będzie w pełni. Bo nawet jak nie umawiam się na randki, a tylko przeglądam co jest w sklepowej ladzie, licząc że od samego lizania papierka nie utyję, to jednak zapomniałam, że papierek może mieć szkodliwe substancje i istnieje prawdopodobieństwo, że się jednak zatruję.
A potem zrobiłam coś jeszcze. W ciągu ostatnich dni otrzymałam od Was sporo wiadomości o Waszych relacjach. Informacji, że będziecie walczyć, bo to miłość życia. Albo, że Wam się śni i nie potraficie zapomnieć. I wyrzuciłam wszystkie zdjęcia, wszystkie sms, wszystkie wiadomości i maile, jakie kiedykolwiek od kogokolwiek dostałam. Nie będzie Wam się śniło to, o czym nie myślicie. A myśli można i trzeba dla zdrowia psychicznego czasem kontrolować. Jeśli siedzisz pół dnia i słuchasz Waszej piosenki albo jeśli „przypadkiem” natykasz się na maila czy fotkę, to wiedz, że przypadków nie ma. Robisz to, bo chcesz to robić. Nie zapominasz, bo nie chcesz zapomnieć.
W sumie ta łódka to się nieźle wpasowała. Bo to taka alegoria. Jeśli chcesz zmian, przestań narzekać, że fale kołyszą. Wyjdź ze swojej łódki i zacznij płynąć inną. Albo wpław. Nigdy nie jest za późno na zmianę i przelamanie schematu.
To pisałam ja. Nieidealna. Źle wybierająca. Poraniona milion razy na własne życzenie. Ale posiadająca już świadomość, co robię źle i silną potrzebę zmiany. A to zawsze bliżej, niż oglądanie się za siebie albo stanie w miejscu.