Uwielbiamy narzekać. Człowiek jest tak skonstruowany, a nasz naród chyba w szczególności, że narzeka na wszystko. Na korki, na deszcz, na słońce, na śnieg, na brak kasy, na to, że wstał lewą nogą a w szczególności na partnera. Czasem myślę, że niektórzy straciliby sens życia, gdyby ich pozbawić tej możliwości. Dlatego tkwią w bezsensownych relacjach bez miłości i przyszłości. Dlatego nie potrafią podjąć jedynej słusznej decyzji i zapominają o tym, że życie jest za krótkie, żeby je spędzić z kimś, kogo nie chcemy.
Francuska pielęgniarka pracująca na oddziale paliatywnym przez lata towarzyszyła pacjentom w ostatnich dniach ich życia. Gdy staje się twarzą w twarz ze swoją śmiertelnością i ma się chwilę na przemyślenie tego, co poszło nie tak to nie pieniądze, stabilizacja ani nawet dobro najbliższych są na pierwszym miejscu. U progu tego, że za chwilę Cię nie będzie jesteś ty sam, to co zrobiłeś, czego nie zrobiłeś i dlaczego. Większość z nich mówiła, że najbardziej żałują tego, że nie mieli odwagi żyć dla siebie, okazywać swoich uczuć i nie byli szczęśliwsi.
Nie przeszkadza to jednak większości populacji tkwić w relacjach, których nie chcą. I potrafią przedłożyć wygodę, przyzwyczajenie, tak zwane dobro rodziny czy inne powody nad swoje własne szczęście.
Wiecie, że czasem pytając kogoś, dlaczego jest z kimś w relacji odpowiadał mi, że tak jest wygodniej? Albo czuje się silniejszy? Albo jest taniej? Jasne, że jak robisz zakupy co drugi dzień i dokładasz się do połowy czynszu, a nie bulisz za cały to jest taniej! Poza tym można zawsze przegadać problem (no chyba, że już ze sobą nie gadacie), a jak masz grypę to nie musisz z 40 stopniową gorączką zapierdalać z psem na spacer i do apteki. Ej ale to tak na serio? Naprawdę chcesz przeżyć życie byle jak? Żeby było wygodnie? Bojąc się podjąć rękawicy i zobaczyć, co fajnego czeka za zakrętem? Biorąc to, co jest byle jakie albo chujowe, bo jest TANIEJ albo ŁATWIEJ?!!!
Znam parę, która jest ze sobą kilkanaście lat, mąż przykleja jej nałogowo rogi, a ona przymyka na to oczy. Bo mają wspólne mieszkanie. I co potem, któreś z nich pójdzie pod most? Albo ludzi, którzy mówią, że nie bo dzieci. Dzieci są za małe, mają lat 5,10,15… one kurwa zawsze będą za małe! Bo to wasze dzieci i nawet jak będą miały lat 30 to i tak przeżyją wasze rozstanie. Dzieci, które patrzą na wiecznie żrących się rodziców będą nieszczęśliwe. Dzieci, które będą patrzeć jak matka poniewiera ojcem albo na odwrót będą tak samo poniewierać partnerami. Bo taki schemat wyniosą z domu. Tyrana albo osoby zalęknionej, która nie zasługuje na nic więcej. Naprawdę tego chcecie? Chcecie spieprzyć swoim dzieciom życie, bo jesteście słabi i nie macie odwagi na zmiany?
Chcecie być z partnerem, który Was nie wspiera? Który mówi, że jesteście beznadziejni, ma gdzieś waszą pracę? Taki, który nie kocha was i waszego ciała? Nie pożąda? Nie inspiruje? Związek to powinno być takie wooooow, które jasne, z czasem słabnie, ale się nie zmienia. Może jedynie ewoluować. To relacja oparta na szacunku ,wsparciu, rozmowach ważnych i tych mniej. Tym, że ktoś cię umie i chce wysłuchać. Tym, że ktoś chce cię zerżnąć i ktoś wie, kiedy ma milczeć. Związek to wsparcie w czasie burzy, a nie burza sama w sobie. To chęć pokazania wszystkiego, co na tym świecie piękne i obronienia drugiej strony przed wszystkim, co złe. I wreszcie to chęć trzymania TEJ właśnie osoby za rękę, kiedy będziesz zdychać. Więc jak zamkniesz oczy, a przy swoim boku wyobrażasz sobie kogoś innego, albo wolałbyś w tej chwili być sam, to po prostu to zmień.
Jestem porąbana do granic możliwości, ale zawsze wiedziałam jedno. Chcę być szczęśliwa i mieć fajną relację. Jeśli ceną za to mają być długie miesiące samotności, to, że wydaję dwa razy więcej pieniędzy na mieszkanie albo mierzenie się samemu z problemami w swojej głowie to trudno. Bo chcę też zasypiać koło osoby, która jest dla mnie ważna. I budzić się koło niej. Nie chcę związków na przeczekanie, związków w zastępstwie ani relacji z rozsądku. Pewnie dlatego, że nie akceptuję półśrodków. Ja w życiu wybieram albo wszystko albo nic, mając odwagę odejść wtedy, kiedy wiem, że to idzie w złym kierunku.
Wierzę, że kwestie wspólnych finansów, kredytów i całej reszty da się załatwić. Mam znajomych, którzy „stracili” masę forsy na nieudanych relacjach. Ale trudno, takie jest życie, to koszt poszukiwań i inwestycji. Znam też takich i to całkiem sporo, którzy po długoletnich związkach mówią otwarcie o tym, że odejście to była ich najlepsza decyzja. I chociaż przygotowywali się do niej czasem rok albo i dłużej, to to co przytrafia im się teraz nigdy by ich nie spotkało, gdyby nie mieli odwagi.
Zatem odwagi Wam życzę. I mądrych wyborów. Pamiętajcie o tym, że jesteśmy tu na chwilę. I chociaż na jej początku wydaje nam się, że potrwa ona dosyć długo, to jednak w odniesieniu do wieczności nasze życie jest zaledwie mgnieniem. I warto je przeżyć z kimś, z kim chcielibyśmy umrzeć.