Pod moim ostatnim tekstem przeczytałam komentarz, który mnie zasmucił. O tym, że jak ktoś jest zazdrosny, to nie kocha. Bo jedyna miłość prawdziwa jest miłością bez zazdrości. A mnie daleko do „prawdziwych” rzeczy. Prawdziwych Polaków, prawdziwych katolików, prawdziwej miłości. Bo uczucia, emocje, chwile są prawdziwe tylko wtedy, kiedy są Wasze.
Oceniam. Jak każdy. Przyklejam etykietki. Wartościuję. Myślę, że nie oceniają jedynie kołczowie, którzy bardzo usiłują nas przekonać, że nie oceniają. Ale człowiek nawet jakby bardzo chciał, nie potrafi czasem nie wyrazić swojej opinii, na głos albo z tyłu swojej głowy.
Zapominamy jednak, że życie nie jest czarno białe. Że ma mnóstwo odcieni szarości. I że to, że my się czegoś nie boimy nie znaczy, że druga osoba się nie boi. Na to co czujemy i jak postrzegamy świat wpływ mają nasi rodzice, ludzie, których spotkaliśmy, geny i charakter. Miłe przeżycia i te mniej. To one nadają szarych barw. I coś, co powszechnie jest uznawane za białe, z innym punktem odniesienia wcale nie musi takie być.
Bo co powiemy osobie, która została kilkukrotnie zdradzona i to wpłynęło na jej zazdrość? Że jej miłość nie jest prawdziwa?
Co powiemy osobie, która się boi, że partner ją zostawi, bo w dzieciństwie odeszło któreś z rodziców? Że ma urojenia, tylko dlatego, że jej nie rozumiemy?
Co powiemy osobie, która cierpi po rozstaniu, stracie pracy, utracie bliskiej osoby? Nie maż się, wstań z łóżka i żyj dalej, bo my tak zrobiliśmy? Każdy na swój sposób przeżywa smutek, rozstanie, żałobę, porażki. Nie ma jednego uniwersalnego wzorca, który możemy przypisać do wszystkich.
Wszyscy mają się nie bać wejść na ściankę, bo Ty się nie boisz?
Dajmy sobie prawo do mówienia, że jest nam smutno, źle, przykro, że czujemy się słabi. Dajmy sobie prawo do nieoceniania czyjegoś smutku, słabości albo złego samopoczucia. Bo nie znamy punktów odniesienia. Nie siedzimy w cudzej głowie, nie odczuwamy w taki sam sposób i nie mamy tak samo zapisanych kart księgi naszego życia.
Dopóki nasze zachowanie nie krzywdzi drugiej osoby, nie musi się wpisywać w szufladki źle-dobrze. O wiele trudniej jest się otworzyć na drugiego człowieka, żeby go zrozumieć niż powiedzieć, że coś z nim nie tak.