Na przystanku leży. Nikt mu nie pobieży. Może nie żyje. A może dostał w szyję. Rykoszetem człowieka, który się nie zatrzyma, bo tesco i choinka nie poczeka.
Wiem, że w tym kraju jest pełno żuli i bezdomnych pijaczków, którzy siłą rzeczy mogli odebrać nam człowieczeństwo i wrażliwość na drugiego człowieka. Ale to gówno prawda, niektórym nie mogli odebrać, bo po prostu nigdy tego w sobie nie mieli. I nie ważne czy umierający pijak czy umierający architekt w garniturze od armaniego, nie zwrócą na nich uwagi, bo nie widzą dalej niż koniec własnego nosa.
Wiem, że w tym kraju dyskusja na temat tego, kto, kiedy, dlaczego usunie ze swojego brzucha zarodek budzi zdecydowanie większe oburzenie i przypływy empatii, niż fakt, że ktoś zdycha obok ciebie, a ty udajesz że tego nie widzisz.
Wiem, że w tym kraju 90% to katolicy i oni na prawo i lewo szarżują tym miłosierdziem i chęcią niesienia pomocy. Ale teraz ach teraz trzeba siaty nieść i o karpia walczyć, miłosierni możemy być dopiero jutro.
Wiem, że stawiamy na stole nakrycie dla wędrowca, ale gdyby ktoś przyszedł to kazalibyśmy mu wypierdalać, bo psuje nam idealną wizję idealnych świąt i nie po to od tygodnia urabiamy sobie ręce po łokcie, żeby ktoś się wbijał na krzywy ryj.
Przedwczoraj na przystanku leżał mężczyzna. Nie wyglądał jak żul, a nawet jakby był zasikany i zarzygany, mógł właśnie cicho umierać przy jednej z najbardziej uczęszczanych dróg w kraju. Czy ktoś się zatrzymał i pobiegł mu z pomocą? Nie. Czy ktoś przeszedł z chodnika po drugiej stronie ulicy, zobaczyć co się stało? Nie. Ludzie odwracali głowy, udając, że nie widzą, bo jak się czegoś nie widzi, no to przecież nie ma. Poza tym zakupy trzeba zrobić, dom posprzątać i uprasować ubranie na pasterkę. Kochani, myślę, że gdyby bóg istniał, gdzieś miałby takich wiernych, bo jednak nie o to w tym całym przesłaniu miłosierdzia mu chodziło. Nie o takie miłosierdzie i ducha świąt, który paruje nad parkingami i centrami handlowymi 23-go grudnia, gdzie łatwiej jest zamiast świątecznego uśmiechu dostać w ryj.
Tym tekstem i sytuacją pokazuję wam, dlaczego nie lubię świąt i świątecznej hipokryzji, bo 3 dni na pokaz nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ale to, że nie umiem udawać nie znaczy, że nie mogę złożyć wam życzeń. Życzę Wam, żebyście nigdy nie zapomnieli, co jest najważniejsze, mieli odwagę zmieniać świat i wierzyć w to, że ludzie są dobrzy. Nawet jeśli powinęła im się noga.