Czasem myślę, że po prawie 11 latach obecności i tworzenia w sieci nic mnie już nie zdziwi. Ale nie, ciągle mnie zaskakuje liczba, a raczej jakość reakcji niektórych panów pod tekstami o tym, co czują i czego doświadczają kobiety. I zawsze prowadzi mnie to do jednego wniosku – kobiety w tym kraju mają przejebane. Serio. Jeśli tacy panowie, którzy wyrażają się o kobietach niepochlebnie, obrażają je, są naszymi partnerami, to jak mamy funkcjonować w zdrowych związkach?
Najzabawniejsze jest to, że mogę napisać setki tekstów o tym, jak kobiety traktują mężczyzn, ale jak napiszę tekst o tym, jak kobiety się czasem czują w relacjach albo czego doświadczają, zlot toksycznych Mietków gwarantowany.
Dorosły, dojrzały emocjonalnie człowiek rozumie, że po pierwsze, żeby relacje działały dobrze – trzeba rozmawiać, po drugie jeśli w relacji są dwie osoby, to obie za nią przyjmują odpowiedzialność i są w stanie zrozumieć, że coś może nie działać i jakieś ich zachowanie jest do poprawy.
Niedojrzały, często narcystyczny człowiek mówi – ja jestem zawsze ok, inni zawsze są nie ok, czyli ty musisz się zmienić, wszystko przez ciebie.
Mało tego są panowie, którzy odbierają każdy tekst na temat kobiet jako atak na męską populację! Samce alfa beta chujozy rzucają się tłumnie do obrony twierdzy pt. męskość, zamiast przyjąć, że teksty o kobietach nie są tekstami przeciwko mężczyznom. I być może gdyby mieli większą zdolność czytania albo przyswajania tego, co czytają to mogliby z tego coś wyciągnąć dla siebie! Wdrożyć, poprawić. Ale nie ich jedynym orężem, a raczej dwoma orężami jest to, co stosują wszyscy toksyczni ludzie: atak i wyśmiewanie.
Naczytałam się już, że baby są głupie (nie zliczę ile razy, że sama taka jestem). Że w dupach im się poprzewracało, że same mogłyby to, tamto, sramto, owamto. Wyzywanie kobiet od darmozjadów, które trzeba utrzymywać. Nagminne jechanie po swoich partnerkach i obrzucanie kobiet błotem. Za co? Za kilka słów o tym, że kobietom brakuje bliskości…
Jakim trzeba być człowiekiem, żeby kilka zdań napisanych o relacji z drugim człowiekiem i tym, na co warto zwrócić w związku uwagę kogoś tak uruchomiło, że sypią się bluzgi? Pomijam komentarze dotyczące mojego wyglądu czy karzące mi wypierdalać…
Tylko widzicie, ktoś kto jest dojrzały emocjonalnie potrafi przyjąć, że tekst o jakichś doświadczeniach nie jest o doświadczeniach całej populacji, a poza tym nie ma potrzeby obrony swojej płci, bo nie czuje się atakowany. Gdy czytam teksty o kobietach i ich zachowaniach to przyjmuję po prostu, że tak, część kobiet tak się zachowuje. I tyle. Nie robię wielkiego larum, że halo halo wszyscy mężczyźni głupi, trzeba teraz kobiet bronić!
Nigdy, przenigdy nie zdarzyło mi się, że ktoś z panów skomentował, że fajne kobiece spostrzeżenia, że może warto wziąć, zastosować, zobaczyć co z tego wyjdzie (to nie znaczy oczywiście, że niektórzy tak nie zrobili). I potem te biedne tysiące kobiet wrzuca te komentarze o byciu nieważnymi, o braku bliskości, udostępniają jak szalone i co? I nic. Są panowie, którzy uznają to za atak na ich hormony i genitalia.
I teraz sobie myślę, w kontekście tego, że kobiety mają przejebane, jak one i z kim te związki mają budować?! Jeśli spora część panów uznaje jakiekolwiek informacje za atak, jeśli uważa, że wszystko to wina kobiet i to one powinny się zmienić albo puknąć w głowę, gdzie tu pole do komunikacji i co ważniejsze – wypracowania kompromisu?
Istnieje teoria lustra, która mówi, że wszystko, co nas uruchamia jest jakąś prawdą o nas. A zatem czy to nie jest tak, że najwięcej walczą ci, którzy czują się dotknięci, bo to prawda o nich?
Związki można poprawiać, relacje odbudowywać, pracować nad komunikacją – pod jednym warunkiem, że widzimy także u siebie obszary do zmiany. Bo jeśli, drodzy panowie, wychodzimy tylko z poziomu tego, że to druga strona musi coś zrobić, albo co gorsza z poziomo wyśmiewania i obrażania, jesteśmy zgubione.