Pojawiają się niepostrzeżenie. Jakaś myśl. Jakiś kadr. Jakiś obraz. Wciskają nieproszone do rzeczywistości. Wyłażą z zakamarków pamięci. Nęcą. Wodzą na pokuszenie. Niby tam byłaś i wszystko wiesz. Ale jeszcze nie byłaś tam teraz. Dziś to w końcu inne wczoraj. A jutro?
Czasem się zastanawiam. A co jeśli nie przywiązuje się do ludzi, tylko do wspomnień z nimi? Otwieram katalogi w mojej głowie i oglądam przykurzone zdjęcia. Klik. Klik. Klik. Piękne historie z nami brzydkimi w środku.
Chwila zatracenia. Szybkie mgnienia.
Wspomgnienia…
Widokówki. Flashback. Mikrourazy naszej duszy.
Dawno temu w innym życiu spotykałam się z marynarzem, chociaż dziś myślę, że pływał od cipki do cipki, nie od portu do portu. Na ocenia wypitej wódki snuł opowieści, żeby zdobyć kolejny kawałek wilgotnego lądu. W każdym razie jak już wyszło szydło z worka, zapytałam go dlaczego. Dlaczego mamił mnie bajerami, żeby dobrać się do moich majtek. Chociaż myślę, że ta lekcja oszczędziła mi wielokrotnego zastanawiania się, czy ktoś do mnie napisze albo wyczekiwania na odejście od swoich żon czy partnerek. Dostałam brutalnie w ryj i gdyby nie ta akcja pewnie do dziś czekałabym na smsy „tęsknię” po tym, jak poszliśmy do łóżka i miło się rano pożegnaliśmy.
Odpowiedział mi wtedy, że może. I że jak już będzie stary, to usiądzie sobie w fotelu i otworzy katalog wspomnień. Bo na starość kościół może się znudzić. Jedzenie. Wnuki. I zrzędzenie. Ale nasze własne wspomnienia nigdy. Raz, że z biegiem czasu są tylko piękniejsze i my w nich też. Dwa, to filmy z nami w roli głównej, nie mogą się znudzić. Moja babcia do ostatnich chwil wspominała sobie swoje największe miłości i czasem zastanawiam się, czy nie mam tego po niej. Przez pół życia była nieszczęśliwa, że dokonała złego wyboru i zamiast wybrać pilota RAF-u wybrała mojego dziadka. Ale chociaż miała co wspominać.
Jego kutas był pierwszym, którego dostałam. Otwierając moją własną wielką księgę kutasów, kolekcję zdjęć, którymi się mogłam dowartościować tylko po to, żeby ktoś mógł mnie zerżnąć.
Czasem nie wiem. Bo dziś z perspektywy czasu zlepiając jego słowa w jedną historię wiem, że poszedł tą drogą, bo ktoś go kiedyś nie chciał. Bo ktoś go zranił. Bo łatwiej zasłonić siebie seksem, niż narazić się na odsłonięcie duszy.
I chociaż ci, którzy mają takich wspomnień mało mogą skrycie zazdrościć innym, że się wyszaleli i poeksperymentowali, to czy nie jest przypadkiem na odwrót?
Podobno jesteś stracony, kiedy zaczynasz w kółko odtwarzać wspomnienia, zamiast tworzyć nowe. Piszecie mi, że spędzacie dużo czasu śledząc na portalach społecznościowych swoich byłych. W nieskończoność bodźcując mózg wspomnieniami. Albo Wasi obecni partnerzy mają większy sentyment do byłych niż do Was. I myślę sobie, że jeśli więcej czasu poświęcamy na wspomnienia, niż rzeczywistość to sygnał, że nie jesteśmy szczęśliwi.
Trzymam je na wszelki wypadek. Gdy zabraknie mi emocji. I odwagi, żeby skakać ze spadochronem lub się wspinać. To bezpieczniejsze, niż szukania przygód i ranienie kogoś, kto jest dla nas ważny. Wszak nikt nie może zajrzeć do mojego mózgu i sprawdzić co ja tam robię.
Leżą na półce razem z moimi byłymi wcieleniami. Czasem je odkurzam i uśmiecham się do nich. Bo już przez nie nie płaczę.