Mój brat mówi na to wersja demo. Idealna wersja idealnej wersji każdego z nas. Taka, gdzie kobiety nie mają PMS, fochów, a w łóżku ustawiają się tak, że nie widać rozstępów. A faceci robią minetę, wybierają tv z nami niż piwo w męskim gronie i potrafią opuszczać klapę.
Wersja testowa trwa 2-3 msc. Potem następuje błąd w matrixie i okazuje się, że nasza wersja demo zamienia się w wersję demon, która przeklina, bałagani i głośno puszcza bąki. I to bynajmniej nie my się pomyliliśmy, to nasz mózg zagrał z nami w chowanego.
Gdy człowiek jest zakochany widzi świat takim, jakim chciałby go widzieć, a nie takim, jaki jest. I tak też postrzega swoich partnerów, idealizując ich do granic możliwości. Oczywiście, możemy nigdy nie wyjść poza wersję demo, zmieniając facetów co kilka miesięcy lub stawić czoło rzeczywistości i przestać idealizować. Bo im wyżej się wznosimy na skrzydłach uczuć i emocji, z tym większym hukiem spadamy na chodnik, rozwalając sobie przy tym głowę, złudzenia i przednie siekacze.
Pomijając kwestię endorfin, motyli w brzuchu i nieustającego podniecenia, które razem do kupy sprowadzają nas na manowce, dochodzi kwestia prezentowania towaru, czyli pokazywania drugiej stronie najlepszej wersji naszej najlepszej wersji. To taki model testowy, który ma zachęcić użytkownika do kupna. Faceci mają pokazowo wgrane opuszczanie klapy, sączenie wina zamiast picia piwa, wyrzucanie śmieci i poszukiwania łechtaczki. Kobiety w swojej wersji demo nie gryzą w czasie PMS, umieją ugotować coś więcej niż mrożoną pizzę, czasem biorą do buzi i schowały przyjaciółki.
Na początku jest fajnie. Na początku zawsze jest fajnie. Ja słucham tego, a ty? Ja lubię robić to, a ty? Ja oglądałam to, a ty? A jak pachniesz, a jak smakujesz, a daj polizać. I tak razem odkrywamy powolutku te podobieństwa albo przeciwieństwa, które nas fascynują, aż z dnia na dzień okulary zsuwają nam się coraz bardziej na nos pokazując, że król jest nagi, ma puste kieszenie i dziurawe skarpetki. Terapia szokowa. Wychodzimy zostawiając w domu Johnnego Deppa śledzącego z zapartym tchem doniesienia ze Sztokholmu o noblach, a wracamy do Kazia, który ogląda Trudne Sprawy.
Każdy z nas ma wersję demo. Taką, która nie pozwala nam na pierwszą randkę iść w dresie i głośno bekać. Ani na drugą. Ani na trzecią. A potem powolutku przesuwamy granice i robimy miejsce dla pełnej wersji. Jeśli użytkownik po testach jest nadal zadowolony, może zabrać produkt do domu i spróbować mu zrobić upgrade pod własne oczekiwania, ewentualnie lekki tunning, który dopuszcza przymykanie oczu na to co mniej ważne w imię głębszych idei i uczuć. Znam też takich, których rozczarowanie zabija, więc zadowalają się tylko demówkami, pozostając w świecie, w którym kobiety nie robią kupy, a sztuczne rzęsy do połowy policzka są naturalnym anturażem wybranki tuż po przebudzeniu.
Przepoczwarzanie to jeden z najtrudniejszych momentów, gdzie orgazmy i różowe okulary nie przykrywają wad, gloryfikując zalety. I gdzie randki i dymanie niepostrzeżenie zamieniają się w związek.