Przybliżyłam Wam dziś historię z żonatym, nie dlatego że chciałam się pochwalić czarnym pasem z uwodzenia cudzych mężów. To też, ale to nie jest trudne. Wystarczy, że mój chwilowy urok osobisty i zainteresowanie cudzymi problemami i drugą osobą trafi na moment, kiedy nikt się tymi problemami i osobą nie interesuje, czyli mniej więcej zawsze po kilku latach związku. Wiecie, co jest trudne? Wierzyć w to, że ktoś Cię chce tak naprawdę, nie tylko dla chwilowego podbudowania ego.
Budowanie relacji z zajętymi osobami nigdy nie jest łatwe. Bo na czym tu w sumie budować, skoro macie mało punktów styku i nawet jeśli przez chwilę wydaje wam się, że nigdy nikogo takiego nie spotkałeś i jest ci pisany, to jednak wracasz do domu, do osoby, którą spotkałeś wcześniej i była ci pisana przed ołtarzem. A stygmat tego przeznaczenia nosisz na palcu. Ze związkami z żonatymi osobami jest trochę tak, jak ze związkami na odległość. Macie wszystko, na co macie ochotę – seks, wyjazdy, fajnie spędzony czas kiedy potrzeba. Kiedy oboje macie ochotę na bliskość, dowartościowanie albo porządny orgazm. Ale nie macie całej reszty – fochów, umierania przy 37 stopni z katarem, wspólnych kredytów, pms czy chociażby nie mierzycie się z problemami jak śmierć rodzica czy utrata pracy. To wiąże. Nawet jeśli więź ta jest oparta już tylko i wyłącznie na przyjaźni, przywiązaniu czy przytulaniu.
I myślisz sobie, że ty odmieniłeś czyjąś codzienność, która była utartym schematem, ale zabiłeś swoją. Że coś, co na początku powinno być euforią i zachłannym spędzaniem wspólnego czasu zamienia się w weekendy z przyjaciółmi, samotne wyjścia do kina i kradzione chwile, wtedy, kiedy można. Zakazany owoc jest wspaniały, jak wisi na drzewie i korci cię czerwienią, żeby skosztować i wyobrażasz sobie, jak jego soki będą ci kapać po brodzie i po palcach. Ale jak już go trzymasz w dłoni to istnieje ryzyko, że się upaprzesz i nie będziesz mieć chusteczki. I co wtedy?
I tak jak w każdym związku prędzej czy później nachodzi refleksja, co dalej. Tak i w tym zaczęłam sie dusić. Bo wiedziałam, że on nigdy nie będzie gotowy na to, żeby wybrać inne życie. I nie wiem, czy mnie kochał, czy tylko dobrze się bawił. Czy byłam dla niego ważna czy tylko bywałam. Wiem, że nigdy o mnie nie zawalczył. I możesz nie walczyć, bo zwyczajnie brak ci sił albo jesteś tchórzem. A możesz nie walczyć też, bo masz na to po prostu wyjebane.
I wiecie, myślę sobie, że pewni ludzie lubią zachować status quo. Spotkałam się ostatnio z historią, w której facet potrafił odejść od kobiety, z którą żył i mieszkał, bo spotkał kogoś, kogo kiedyś bardzo kochał i nie umiał o to zawalczyć. I teraz położył wszystko na jedną szalę, wyprowadzając się z domu i zaczynając od nowa. Może się nie uda. Może ten moment, to już nie czas sprzed lat, kiedy byli sobie pisani. A może to jest właśnie ta chwila. Ale miał odwagę spróbować.
Mój nie miał. Zamiast bukietu kwiatów i słów – zrobię dla ciebie wszystko, bo jesteś najważniejsza, zastałam w drzwiach wizytówkę – odezwij się. Serio? To jest staranie się o kogoś? O czyjś świat i wspólne życie? To jest pokazywanie, że ktoś jest ci pisany i chcesz koło niego zdechnąć? Może jestem romantyczna. Ale w moim świecie jak się o kogoś walczy, to się walczy do ostatniej kropli krwi. Nawet jeśli to oznacza rany, wydatki i stanie pod cudzym domem. Jeśli jestem dla kogoś ważna, chcę to wiedzieć i czuć, a nie się domyślać. Domyślać to się mogę, co jutro będzie na obiad. Pewnie to, w jaki sposób się o kogoś zabiega zależne jest od cech charakteru, ale serio – jeśli jesteś żonaty, masz męża albo w ogóle kurde jesteś w związku, to pokaż drugiej osobie, że zależy ci na niej naprawdę. A nie tylko na poziomie gładkich deklaracji.
Kobiety lubią być zdobywane. Lubią też zdobywać. Ale jeszcze bardziej lubią spotykać osoby, które nie tylko potrafią powiedzieć, jesteś ważna, ale zrobią wszystko, żebyś się tak poczuła.
PS. I chociaż mój były próbował temu cudownemu małżeństwu zniszczyć życie, jeśli jesteście ciekawi co sie dalej z nimi stało, to są ze sobą razem. I nie wiem jaką są parą po tym, co ich spotkało. Może dwa razy silniejszą i wspanialszą. Wiem na pewno, że on dzięki mnie dostał drugie życie, bo uwierzyłam w coś, co robił dawno temu i dałam mu skrzydła, żeby robił to znowu. Bo każdego trzeba zostawić lepszym, niż się go zastało. Nawet jeśli się wam nie udało związek wtedy był dobry, kiedy coś sobie daliście. Nasz nie był zły. Po prostu mnie zabrakło wiary w to, że on odejdzie. A jemu odwagi, żeby dać mi wiarę.