Związek na odległość to trochę takie wieczne wakacje. To wspólnie spędzane weekendy i kradzione dni w ciągu tygodnia. To godziny wiszenia na telefonie. To osobne życia dwóch planet, krążących po orbitach swoich spraw, znajomych i światów. To bycie pomiędzy, które od czasu do czasu zamienia się w słodkie razem.
Czasem piszę coś pod wpływem chwili. Szybka myśl, która w ciągu 5 minut zamienia się w tekst, opowieść, zbiór słów podszytych emocjami. Tak było wczoraj, kiedy zatęskniłam za codziennością.
I napisałam, że w związkach na odległość najbardziej brakuje tej znienawidzonej codzienności. Tego, że on odkłada pastę nie po tej stronie, co trzeba. Tego, że możesz się do niego odwrócić plecami w łóżku, gdy masz focha. Ale wiesz, że on tam jest. Leży obok i może cię w każdej chwili objąć ramieniem, żeby wszystkie fochy i smutki przeszły. Tego, jak w pośpiechu szykujecie się do pracy, życząc sobie dobrego dnia i jak zmęczeni wracacie, otrzepując się z emocji i swoich wzajemnych opowieści. Tego, jak robisz mu kanapkę. A on ci czesze włosy. Tego, że możecie się na siebie wściekać i ze sobą milczeć, ale wiecie, że nic nie musicie. Tego, że on nie wyniósł śmieci, ty przypaliłaś obiad, a pralka się zepsuła. Tego, że jest. I chociaż wiesz, że proza życia powoli zabija. To wiesz, że też tworzy. Was, z polepionych fragmentów.
Ciebie. Jego. Dni.
Codzienności.
Związki na odległość to moja specjalność. Nie pamiętam, kiedy byłam z kimś w jednym mieście, to wieki całe w innej historii i innym życiu. Tak się jakoś składało, że moi partnerzy byli na drugim końcu Europy albo kraju, a ja musiałam sobie z tym radzić. Musieliśmy oboje. Jakie są plusy i minusy tej sytuacji?
Wasze życie w dużej mierze odbywa się w telefonie, Internecie albo na skype. Godziny wpatrywania się w ekranik, wymieniania wiadomości, zasypiania z telefonem przy uchu zamiast w czyichś ramionach. To boli, ale z drugiej strony zawsze powtarzam, że ktoś może mieszkać za ścianą i dzielić was będą lata świetlne, a ktoś może mieszkać 2 tys. km od ciebie i łączyć was będzie wszystko. Odległość jest względna, zwłaszcza dzisiaj, kiedy ludzie tyle pracują, że i tak widzą się rano w przelocie i wieczorem myjąc zęby.
Duża swoboda działania, bo z jednej strony niby z kimś jesteś, z drugiej możesz bez problemu zaplanować wyjście do kina, wrócić po pracy do domu o 23 bez opowiadania dlaczego, albo po prostu cały dzień łazić w dresie i nieumytych włosach.
Wycieczki krajoznawczo-turystyczne do innych miejsc, które wprawiają cię w dobry humor, bo na weekend po prostu wsiadasz w auto i jedziesz, nie martwiąc się o sprzątanie domu, zakupy i inne przyziemne sprawy. Wakacje!
Zaufanie. Związek na odległość dużej mierze opiera się na zaufaniu. Tak jak każdy związek, ale ten bardziej. Musisz ufać, gdy słyszysz, że ktoś wieczorem wychodzi na piwo, wraca nad ranem albo idzie na imprezę. Gdy ktoś się nie odzywa nie wyobrażać sobie, że posuwa właśnie sąsiadkę tylko po prostu jest zajęty. Ja ufam zawsze. Do czasu. Do pierwszej chwili, kiedy moje zaufanie zostanie nadwątlone, a poczucie bezpieczeństwa zachwiane. Ufam do tego stopnia, że jeden z moich ex mieszkał ze swoją ex przez rok na jednej wyspie 500 m od siebie. Ufam też mojej intuicji, zawsze wiem, kiedy coś się dzieje.
Nadbudowywanie rzeczywistości wyobrażeniami. Żyjąc na odległość siłą rzeczy tworzysz w swojej głowie obraz zachowań i drugiej osoby na podstawie tego, co widzisz, co czujesz i co wiesz. Ale tak naprawdę nie będąc z tą osobą tak często, jak „normalne” relacje może się okazać, że twoja głowa stworzyła obraz odbiegający mocno od rzeczywistości. A stąd już tylko krok do rozczarowania. Mnie się to zdarzyło, gdy poznałam kogoś, kto po 2 tyg. znajomości wyjechał do Anglii i tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieliśmy, spotykając się ponad miesiąc później. I tak żyliśmy przez prawie rok, od miesiąca do miesiąca. A gdy zamieszkaliśmy razem dostaliśmy oboje obuchem w łeb. Przecież my się wcale nie znamy. Ba, nawet się za bardzo nie lubimy:)
Twój świat jest twoim światem, twój dom twoim azylem, twoja kasa twoją kasą, a twój okres też jest twój i nikt nie widzi, jak masz wkurwa albo ryczysz. Ale z drugiej strony twoje problemy są twoimi problemami, twoje smutki są tylko twoje, gdy ktoś jest daleko i nie może złapać za rękę, mówiąc, że będzie dobrze.
Namiętność tak wielka, że łamią się zęby, rozwalają łóżka, a skóra wygląda jak po dobrej grze w paintball. Tak, TO zdecydowanie działa. Wiadomo, że lepiej zdychać z braku niż z nadmiaru, więc po całym okresie niewidzenia macie ochotę pożreć się żywcem.
Codzienność. Ta pieprzona codzienność, te bzdury, które składają się na niego i na ciebie. Małe sprawy, wielkie chwile. To coś, co sprawia, że pęka ci serce, ale i napędza. Daje cel. Nawet jeśli miałby być odległy o lata świetlne, będzie spajał. Dopóki codzienność was nie rozłączy.
Związki na odległość sporo zabierają. Wspólnych chwil, które należą do kogoś innego, a powinny być twoje. Ale też mnóstwo dają. Uniesień, namiętności i niewypowiedzianego szczęścia, gdy możecie się cieszyć tym, co ktoś ma na co dzień i zupełnie nie umie tego docenić.