Wczoraj przeczytałam, że z badań WHO wynika, że polskie dziewczynki są na czele nastolatek z najniższą samooceną w Unii Europejskiej. 61 procent polskich nastolatek uważa się za zbyt grube, a zaledwie 4 na 100 uważają się za atrakcyjne. Do tego 84 % Polek poddałoby się operacji plastycznej, gdyby je było na to stać. Z pewnością chirurdzy zacierają ręce, a wszystkie panie wstrzykujące kwasy tu i ówdzie niedługo będą latać helikopterami. Szkoda, że ta skurwiała moda klonów nie idzie w drugą stronę i w szkołach nie uczy się tolerancji, samoakceptacji i tego, że jedyną wartością nie jest to, jak się wygląda.
Od ponad 20 lat choruję na bulimię. (Ale to nie będzie tekst o tym. Kiedyś, jak będziecie chcieli rozszerzę temat.). Do dziś dziwię się, że jeszcze od spuchniętych ślinianek nie wyglądam jak chomik, nie wypadły mi wszystkie zęby, a przełyk nie pękł gdzieś nad kiblem. Jako 17-latka wymyśliłam sobie, że to będzie świetny pomysł na odchudzanie, bez wysiłku, ćwiczeń, zdrowego jedzenia. Po prostu będę mogła jeść to, na co mam ochotę bez żadnych konsekwencji! Wow, brawo ja! Jaka jestem pomysłowa! Skończyło się tym, że mam tak rozwalony metabolizm, że tabliczka czekolady powoduje kilogram więcej na wadze, potrafię zjeść od razu pół lodówki i to jeszcze cud, że nie mam wrzodów żołądka. Mam nadzieję. W każdym razie wiem, co czuje nastolatka, kiedy nie lubi siebie. Wiem, co czuje nadwrażliwa nastolatka, która chce wyglądać tak jak inne czyli ultra szczupło, a nie wygląda. Wiem, jak to jest chcieć być takim samym, a nie „odmieńcem”. Sporo czasu zajęło mi dojście do momentu, że moje życie nie kręci się wokół tego, jak wyglądam. Chociaż mając lat naście wydawało mi się, że na ulicy wszyscy na mnie patrzą i generalnie to jaka jestem – piękna czy nie jest pierwszym problemem świata, a przynajmniej mojego miasta. Tak chyba gdzieś po 30-tce, a bardziej po 35 roku życia doszłam do wniosku, że mniej lub bardziej, ale mam wyjebane. Że naprawdę nikogo oprócz mnie nie obchodzi, czy mam większą dupę czy mniejszą i czy się perfekcyjnie umalowałam po bułki. To nie chodzi o to, żeby cały tydzień chodzić w dresie. Chodzi o to, żeby nie popadać w paranoję i ze swojego wyglądu uczynić sens istnienia.
Przez jakiś czas miałam okazję obserwować dorastające nastolatki. Wiecie, że dla większości z nich liczy się tylko wygląd?! To czy mają najnowsze jordany, air maxy, kosmetyki, to jak wychodzą na selfie. Ten świat się totalnie zaburzył do tego stopnia, że oni nie postrzegają człowieka przez inne przymioty, jak tylko te fizyczne. Że inteligencja, to co ktoś osiągnął, wrażliwość, że to wszystko jest nieważne! Na moje pytanie, co będą robić odpowiadały, że jak to pracować na instagramie! A gdyby nagle instagrama zabrakło?…
Wczoraj usłyszałam jak Eliza Wydrych czyli Fashionelka opowiada, jak dostała maila od fanki, która jej napisała, że jak śmie robić zdjęcia swoich dłoni, ma przecież tak okropnie krzywe palce. I zachciało mi się płakać. Pomyślcie, że jeśli to pokolenie potrafi napisać do kogoś maila, że nie powinien się pokazywać, bo ma krzywe palce od dłoni albo stóp, to jak bardzo potrafi dopiec w szkole? Jakim trzeba być człowiekiem i co mieć w głowie, żeby napisać do kogoś takiego maila. I przede wszystkim po co?…
Tak moi drodzy – świat nie wygląda tak jak na instagramie. Ludzie są grubi, chudzi, mają cellulit, rozstępy, nierówne wargi, nierówne cycki, rodzą dzieci. Ludzie są ludźmi, a nie plastikowymi lalkami Barbie, chociaż co niektórzy coraz bardziej się do nich upodabniają. Obsesja bycia idealnym pobiegła za daleko. I byłoby wspaniale, żeby chociaż połowę zaangażowania, jakie społeczeństwo wkłada we własny wygląd, wkładało w rozwój siebie, głowy, zrozumienie swojej psychiki czy seksualności.
Kobiety to już w ogóle mają gorzej. Wiecie, że w zależności od fazy cyklu postrzegamy się inaczej, chociaż cały czas wyglądamy tak samo?!!! Za nasze postrzeganie odpowiadają hormony, które sprawiają, że jednego dnia patrzymy w lustrze na miss świata, a drugiego na największą kupę ever. Ja do dziś tak mam, że zdarzają się momenty, że nienawidzę siebie. A mam 37 lat! Sporo rozumiem, analizuje swoje zachowania i reakcje. Wiem o psychice i cielesności bardzo dużo, ale nie potrafię czasem przemówić sobie do rozumu. To co czuje nastolatka, która wszędzie widzi idealne koleżanki, w Internecie piękne zdjęcia wyretuszowanych albo stunningowanych kobiet. Pierwszą jej myślą jest to, że jest do dupy. A drugą to, że jak tylko będzie miała możliwość, poprawi sobie wszystko.
A wiecie, kiedy kobieta jest najpiękniejsza? Gdy lubi siebie. Gdy jest kochana. Przez partnera, partnerkę, przyjaciół, rodzinę. Gdy może się realizować. Gdy robi, to co lubi.
Panowie, mówcie swoim kobietom, że są piękne. Nie porównujcie ich do innych, a jeśli to robicie zamieńcie na wymarzony model.
Panie, mówcie sobie, że jesteście piękne. Nie porównujcie się do innych, bo jesteście wyjątkowe i idealne takie, jak jesteście.
Rodzice mówcie swoim dzieciom, że ludzie nie są idealni. A piękno ma różne oblicza. Nie tylko to fizyczne.
Wtedy ten świat będzie piękniejszy.