Zdarzyło wam się zapewne spotykać w swoim życiu ludzi, do których czuliście od początku ogromne przyciąganie? Wydaje wam się wtedy, że nigdy nikogo takiego nie spotkaliście, a fascynacja jest tak ogromna, że choćby dzieliły was mury i kilometry, czujecie, że jesteście dla siebie! To musi być to, człowiek idealny i nareszcie się w tym gąszczu miast i ludzi spotkaliście! Tak zwana chemia w związku to jednak ważny komunikat – nasza podświadomość rozpoznaje w drugiej osobie „coś znajomego”! Co to wszystko znaczy?
Wielu z nas pod wpływem „przyciągania” od razu wchodzi w relacje. Skoro spotkaliśmy kogoś, kto jak się wydaje idealnie na nasze potrzeby odpowiada, to na co czekać! Często jednak po krótkim czasie okazuje się, że idzie jak orka na ugorze i jakby im ktoś dosłownie kłody pod nogi rzucał. Sama silna chemia w związku to za mało!
Dlaczego chemia w związku może być niebezpieczna?
Na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że to nasza „wolna wola” decyduje o tym, kogo wybieramy. Janek czy Marysia? Jasne, sami decydujemy! Ale prawda jest taka, że ponad 90% wyborów w relacjach jest podszytych podświadomością. To, kogo wybieramy, wynika z bagażu, który ze sobą nosimy – naszych wspomnień, dzieciństwa, tego, czego się o miłości nauczyliśmy.
Silna chemia w związku na samym początku wydaje się magiczna, pojawia się tu właśnie to poczucie, że nigdy nikogo takiego nie poznaliśmy! Ten ogień i chemia na początku relacji to często efekt tego, że ktoś doskonale wpisuje się w nasze stare schematy. Kiedy patrzymy na tę osobę, często widzimy nie rzeczywistość, tylko… nasz własny obraz, wyidealizowany na potrzeby chwili.
„Chemia” w związku czyli powielanie dawnych schematów
Nasz umysł lubi bezpieczne, sprawdzone terytorium, więc gdy ktoś przypomina nam to, co znamy z dzieciństwa – automatycznie czujemy „klik.” Problem w tym, że czasem te wzorce, które znamy, są dalekie od ideału, a nawet mogą być źródłem naszego bólu. Jak to działa?
Wyobraź sobie, że dorastałaś w domu, gdzie miłość była obecna, ale mocno uzależniona od tego, jak się zachowywałaś. Może rodzice byli chłodni emocjonalnie i dawali poczucie bliskości, ale tylko wtedy, kiedy spełniałaś ich oczekiwania. Z jednej strony czułaś ich uwagę, ale z drugiej – zawsze coś stało na drodze, by naprawdę poczuć się w pełni kochaną i bezpieczną.
Z takim doświadczeniem bardzo łatwo jest wybrać partnera, z którym odtwarza się ten sam wzorzec. Ktoś, kto na początku wydaje się ciepły, dostępny, ale z czasem zaczyna się wycofywać, dając ci tylko tyle bliskości, byś poczuła się potrzebna… ale nie tyle, byś czuła się pewnie. Wtedy zaczynasz uruchamiać swoje podświadome mechanizmy – walcząc o uwagę, starasz się „zasłużyć” na miłość. Bo przecież, choć nieświadomie, od zawsze tak działałaś! Powtarzasz tylko to, co znasz.
Domykanie historii
Takie powtarzanie dawnych schematów ma głębsze korzenie. Nasz umysł próbuje „domknąć” niedokończone historie z przeszłości. Myślimy sobie: „może teraz, jeśli wystarczająco się postaram, zasłużę na tę miłość, której brakowało mi w dzieciństwie”. Niestety, to pułapka. Rzadko można otrzymać coś od osoby, która sama tego nie ma.
Weźmy inny przykład: załóżmy, że jako dziecko miałaś rodzica, który był bardzo krytyczny i surowy. Słyszałaś, że „trzeba być lepszą,” „silniejszą,” „nie dawać się emocjom.” W efekcie dorosłaś, myśląc, że miłość i akceptacja są tylko wtedy, kiedy na nie zasłużysz. I teraz, wchodząc w związki, podświadomie wybierasz osoby, które odtwarzają ten krytyczny wzorzec. Spotykasz kogoś, kto początkowo wydaje się w porządku, ale z czasem zaczyna cię oceniać, krytykować, nigdy nie jest wystarczająco zadowolony. A ty – zamiast odejść – czujesz, że musisz się jeszcze bardziej postarać, poprawić, dopasować do jego wymagań. To znajome uczucie, więc twój umysł interpretuje je jako coś „bezpiecznego,” mimo że wcale nie czujesz się kochana ani szczęśliwa.
Podobieństwo doświadczeń
Osoby, które mają podobne rany – tutaj schemat działa na innej zasadzie, choć efekt końcowy bywa podobny. Ciągnie nas do kogoś, kto także odczuwa brak miłości czy akceptacji. Mamy wrażenie, że doskonale się rozumiemy, bo ktoś czuje tak, jak my! Chemia w związku jest nieziemska, jednak w praktyce, taka relacja bywa bardzo trudna. Problem polega na tym, że obie strony wciąż szukają, ale nie mają czego dać – brakuje zasobów, by zaspokoić nawzajem swoje emocjonalne potrzeby. Bo jak to mówią głodny nie nakarmi głodnego…
Wyobraź sobie dwoje ludzi, którzy dorastali w środowisku, gdzie nie było miejsca na okazywanie uczuć. Spotykają się i szybko znajdują wspólny język, rozumiejąc swoje potrzeby bliskości, której nigdy nie doświadczyli. Każdy liczy na to, że teraz – w końcu – otrzyma miłość i akceptację. Tyle że gdy przychodzi czas na codzienne życie, okazuje się, że żadne z nich nie umie wyjść z tej roli „poszukującego.” Może być trudno tworzyć relację opartą na wsparciu i stabilności, skoro obie osoby nadal noszą w sobie tę samą emocjonalną pustkę.
Te wzorce często prowadzą do tego, że z jednej strony przyciągamy się jak magnes, a z drugiej – szybko zaczyna się między nami coś kruszyć. Gdy odkrywamy, że nasz partner także nie potrafi zaoferować nam tego, czego pragniemy, czujemy się zagubieni, sfrustrowani, rozczarowani. To trochę jak przeglądanie się w lustrze – partner odzwierciedla nasze własne braki. Fascynacja przykrywa nasze racjonalne myślenie – czy ta osoba jest w stanie zaspokoić nasze związkowe i emocjonalne potrzeby? I czy jestem w stanie stworzyć z nią taki związek, jaki chce?
Kluczem do zmiany i do szczęścia jest zdanie sobie sprawy ze swoich własnych schematów i bagażu, jaki niesiemy. Inaczej jesteśmy skazani na ciągłe cierpienie i rozczarowanie, wybierając ludzi, którzy zupełnie nie potrafią dać nam tego, czego potrzebujemy. Bo sami tego nie mają i szukają tego samego…
Chcesz poczytać więcej o relacjach i tym, jak wchodzimy w związki? Konieczni zajrzyj do tej publikacji klik