Zapaliłabym papierosa. Karton papierosów. Wszystkie papierosy, których nie wypaliłam przez ostatnie kilka lat, gdy rzuciłam palenie. Piękne przypadki są wtedy, kiedy wygrywasz w totka obstawiając wszystkie swoje szczęśliwe numery. Albo wybierasz ścieżkę w lesie, która prowadzi cię na polanę grzybów. A co, gdy trafiasz na swój brzydki przypadek?
Setki razy wyobrażałam sobie w głowie ten moment. Co będzie, gdy się spotkamy? Nie, kiedy. Nie czy. Bo to, że się spotkamy wiedziałam na pewno…
Tylko czy to „przeznaczenie”? Nie wierzę już w wszelkie przeznaczenia. Jung mawiał, że dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty będziesz nazywał to przeznaczeniem. Czasem myślę, że chcemy za wszelką cenę zobaczyć jakieś znaki na niebie albo splot przedziwnych zbiegów okoliczności, które mają nam w głowie uzasadnić lub uprawomocnić pewne decyzje.
To był po prostu przypadek. Chociaż jak na mnie niezwykle dziwny. Że dwoje ludzi – ja, która bardzo rzadko podróżuje pociągami i on, który mieszka w zupełnie innej części kraju spotkaliśmy się pod pociągiem Gdańsk-Wrocław w ten poniedziałkowy poranek.
Kiedy wpadłam na pomysł zrobienia niespodzianki mojemu partnerowi byłam podekscytowana. Czasem tak mam, że sobie coś wymyślę w głowie i w danym momencie ciągnie mnie w jakieś miejsce i muszę coś zrobić. Rozważając wszystkie opcje dotarcia do Wrocka ostatecznie padło na pociąg, potem starannie wybrałam jeden spośród kilku dostępnych, potem wybrałam miejsce w wagonie (kij z tym, że dostałam zupełnie odwrotne). A potem wystarczyło się tylko stawić na dworcu.
I gdy tak sobie czekałam na nasze zajebiste pkp jedząc kanapkę i ciesząc się tym, co ma nadejść zupełnie nie byłam w stanie przewidzieć, że za chwilę moja teraźniejszość dostanie w łeb od mojej przeszłości.
Stanęłam w kolejce do drzwi, by po chwili przenieść się do jak mi się wydawało krótszej po drugiej stronie wagonu. Po czym wróciłam do pierwszej opcji…A gdy drzwi się otworzyły wyszedł z nich On.
Nie, to niemożliwe! Jest po 8 w poniedziałek, spałaś 3 godziny przewidziało Ci się. Zerkam w bok, bo się zatrzymał. Na chwilę się zatrzymał, bo nas wmurowało chyba tak samo. Albo mnie nie zauważył, cholera wie. To on. To na pewno on. Ta sama kurtka, ten sam szalik. Znam tę minę. To spojrzenie. Znam ten chłód…
Nie, nie mógł mnie nie zauważyć. Stałam pod samymi drzwiami, miał chwilę zanim się otworzyły. Na pewno widział mnie przez okno. Bardziej boli to, że nie chciał mnie widzieć.
Zawsze myślałam, że po tych wszystkich ranach i bałaganach będziemy sobie potrafili powiedzieć cześć, dobrze Cię widzieć. Bo dorośli ludzie tak umieją. Wiedzą, że coś czasem nie wychodzi. Wiedzą, że czasem boli. Wiedzą, że czasem nie jest się dla siebie. Jednak gdzieś na dnie tli się kropka życzliwości dla tej osoby. Taka mała ciepła kulka w brzuszku, która pozwala podać łapę i powiedzieć zwyczajne cześć. Tak po człowieczemu. Za to co było. I za to, co już nie nadejdzie.
Trzęsłam się całą drogę do Wrocławia. Wróciły wszystkie lęki, wszystkie rany zaczęły krwawić. Odezwały się wszystkie żale, gniew wewnętrznego bachora. Chciałam napisać, że szkoda, że się nie widzieliśmy. A raczej nie chcieliśmy się zauważyć. Ale że maska i że rozumiem. Albo co to za przedziwny zbieg okoliczności. Chciałam napisać setki słów…
I zadałam sobie jedno arcyważne pytanie. Po co dziewczyno? Po co chcesz znowu się w tym babrać. Nawet jeśli to tylko jeden sms, nawet jeśli odpisze, miło lub nie – serio chcesz to analizować i czuć te emocje trochę dłużej niż ta jedna podróż?
Odłożyłam telefon.
Obiecałam sobie, że po słowach po Tobie kochałem bardziej już nigdy się nie odezwę. Że życzę mu szczęścia z wszystkimi bardziejami po mnie. I że ja chcę tak po prostu żyć, bez wiecznej brazyliany w moim sercu.
Ale to takie dziwne. Że spotykasz kogoś, kto był kiedyś całym sensem i że nie macie już słów dla siebie…
Bardzo się cieszę, że mogłam przepracować to spotkanie na terapii. Zdobyć perspektywę i zrozumieć emocje, które mi towarzyszyły. Smutek, że zachowaliśmy się w ten sposób. Gniew na to, że ta sytuacja zepsuła dzień, który miał być pozytywny. I rozczarowanie. W większości osób po toksycznych relacjach gdzieś tam w podświadomości tli się promyk nadziei, że w innym czasie albo innym życiu potrafilibyście ze sobą być albo zachowywać się inaczej. Być może macie w swojej głowie wyobrażenie, że gdy się spotkacie po latach będzie inaczej. Ja musiałam się z nim skonfrontować i zaakceptować ostateczną stratę. Nie ma dla nas wzajemnej troski, sympatii i życzliwości. Bo nigdy nie było.
Kiedy zaczęłam pracować z tą historią wiedziałam, że mam do wykonania masę pracy. I gdy już przerobiłyśmy ją w gabinecie, przestał przychodzić do mnie w snach. Teraz, kiedy stanął przede mną z krwi i kości chyba wreszcie czas na koniec. Tak musiało być, żebym mogła poczuć spokój.