Oglądam Seks w wielkim mieście. Jeden z nielicznych seriali, który mogłabym oglądać w kółko. I tak, wiem że jest milion superprodukcji Netflixa i w sumie mogłabym spędzić życie na oglądaniu RÓŻNYCH seriali, ale ja czasem bywam monogamiczna i wolę ten jeden. Poza tym mam odwieczny dylemat, czy z racji pisania jestem Carrie, czy z racji zamiłowania do dymania jednak Samanthą.
W każdym razie obserwując poczynania bohaterek na randkowej mapie Manhattanu zawsze rzuca mi się w oczy super babska przyjaźń, której nigdy w takiej formie nie udało mi się uskutecznić i fakt, że chyba, pomijając jej chudą dupę, jestem Carrie, bo w większości mam te same przygody co ona. A no i nie lubię szpilek. Ale nie o tym. Bo patrząc na jej perypetie z Mr. Bigiem i historię z uroczym Aidanem zawsze zastanawiam się, jak to do cholery jest, że pewne kobiety zamiast wybierać uroczych facetów, którzy nosiliby je na rękach, szanowali, robili kąpiel z bąbelkami i kupowali kwiatki wybierają niedostępnych kolesi, którzy z zasady mają je w dupie?
Dużą rolę odgrywają tu style przywiązania i lęki, które wynieśliśmy z domu. Ale zostawmy na chwilę schematy. Większość ludzi szuka bezpieczeństwa i tego, żeby ktoś był dla nich dobry. Dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji na spełnienie oczekiwań po prostu zaklepują daną osobę i umierają ze szczęścia. Ale nie my! My chcemy mieć bezpieczeństwo, kogoś, kto będzie za nami szalał, ale jednocześnie dreszczyk emocji powodujący, że ta iskra nigdy nie zgaśnie. Nudzimy się w ciepłych związkach z obiadem na 16 i wieczornym siedzeniem w kapciach.
Carrie wybierała tak samo. Z Aidanem było perfekcyjnie, więc bojąc się, że coś się spierdoli, że będzie nudno i że perfekcja na dłuższą metę nie ma racji bytu zwiała. Za to Mr. Big, który może i ją kochał na swój własny, emocjonalnie porąbany sposób był jej największą miłością.
Dlaczego tak jest, że część kobiet musi się starać? A jak stara się ktoś dla nich to odbieramy to jako słabość? Faceta, który jest dla nas czuły, dobry i na każde zawołanie uważamy za przyjacielskiego fajtłapę, a tego, który nas trzyma na dystans postrzegamy jako supersamca z testosteronem? Czy to nie przypadkiem atawizm i chęć przedłużenia gatunku każą nam wybierać podświadomie silniejsze geny, mocniejszy zarost i zarysowane szczęki? Bo nawet jeśli nasze dzieci miałyby lepiej z panem opiekuńczym i obiadem na stole, to gdyby przyszło stado lwów to pan supermęski zasłoniłby je własną piersią? Albo uciekł. Chociaż biologia każe nam myśleć inaczej?
Moja największa historia z niedostępnym facetem trwała prawie 5 lat. 5 lat gonienia, emocji, które sprawiały, że czułam, że żyję i umieram jednocześnie. 5 lat nerwów, płaczu, niezrozumienia, co robię źle. Aż doszłam do momentu, że nic. On taki jest. Najpierw mnie odtrąca, potem za mną biegnie. Pół biedy, kiedy jedna strona w związku lubi gonić, a druga po prostu jest niedostępna. Jeśli jednak obie strony zamieniają się rolami, Bieg Rzeźnika to przy tym pestka. Można się zagonić i znienawidzić.
W filmie Mr. Big w końcu wyznaje jej miłość i żyją razem długo i szczęśliwie. Ale to tylko film. W życiu trzeba czasem wybrać. Albo jego. Albo siebie. Można też mienić schemat, ale to długotrwała i żmudna robota. Chociaż podobno to jak z paleniem papierosów. Wystarczy odpowiednio długo nie sięgnąć po niego, kiedy tak bardzo się chce…