Kobiety mają coś, czego nie mają faceci. I nie, nie chodzi tu o cycki bynajmniej. To jest coś, co sprawia, że często wiemy, kiedy nas zdradzacie. Że umiemy przewidzieć, kiedy coś jest nie tak. Po prostu czujemy to podskórnie. Taka mieszanina niepokoju, przeczucia, że za chwile coś się wydarzy z uściskiem gdzieś pomiędzy splotem słonecznym, a najdalszym zakątkiem mózgu. Zrobiłam ostatnio złą rzecz. Nie posłuchałam swojej intuicji.
Wiem, że dużo piszę o seksie i jakkolwiek i ktokolwiek by mi nie mówił, że seks nie jest ważny, dla mnie jest inaczej. Jasne, możemy dojrzeć, mogą nam się zmienić priorytety i zamiast codziennego rżnięcia postawimy na wspólne kolacje przy oglądaniu na wspólnej. Ale jak się w łóżku nie będzie układać, to się za cholerę nie ułoży cała reszta, nawet jakbyście bardzo chcieli.
Mam za sobą całkiem fajny związek pod kątem udawania, że wszystko jest ok. Ale nie było. Moja intuicja od samego początku dawała mi znać, że coś tu cholera mocno nie gra. Pamiętam taki moment gdzieś na początku relacji, jak siedzę z moim bratem opowiadając mu co i jak i mówię takie zdanie – wiesz, wszystko jest fajnie, fajny facet, fajnie nam się układa, ale cholera nie ma chemii. No po prostu orka na ugorze. Na co mój rezolutny 25-letni brat mówi. To spierdalaj. Bo jak się w łóżku nie ułoży, to nie ułoży się wcale.
Gdybym wtedy posłuchała, teraz zaoszczędziłabym sobie sporo cierpienia. Chemii się nie da wypracować. To coś, co po prostu jest albo tego nie ma. To coś co sprawia, że zdzieracie z siebie ubrania, a kiedy się widzicie brak wam tchu. To coś co daje wam mega orgazmy i mega frajdę z cieszenia się ciałem drugiej osoby. To coś co sprawia, że seks nie jest mechaniczny niczym onanizowanie się cudzym kutasem, w tym jest magia. Taka, że kręci wam się w głowie, chcecie jeszcze i jeszcze.
Wszystkie moje związki były pełne chemii. Cieknącej po kolanach spermie spod sukienki, robieniu lasek na świeżym powietrzu i rumieńców tuż po. Trzęsących się nóg, powolnego seksu przez kilka godzin, pikantnych rozmów przed, po i w trakcie. Świntuszenia, oglądania wspólnie porno i pytania się, jak lubisz. Poznawanie ciała drugiej osoby, jeśli się ją kocha jest fascynujące. Sprawdzanie, co sprawia jej przyjemność. W którym miejscu dotknąć, żeby poczuła mocniej.
O seksie trzeba rozmawiać. Trzeba rozmawiać bez skrępowania, pokazywać co się lubi, a co nie. Szukać wspólnej drogi do wspólnych orgazmów i spełnienia. Trzeba mieć ogromną świadomość swojego ciała, nie taką mechaniczną, na pokaz. Trzeba próbować, co wychodzi, a co nie i się z tego śmiać. A nie dostosowywać i potem płakać w łazience.
Trzeba słuchać swojej intuicji. Bo nawet najlepszy związek bez seksu jest tylko relacją kumpelską. I nawet jakby było wam nie wiadomo jak dobrze, bez seksu ciężko, żeby z tego coś wyszło.