Wokół seksu, jak wokół wszystkiego w życiu ot np. relacji damsko-męskich, narosło wiele mitów, które mam wrażenie, spędzają nam czasem sen z powiek, a już na pewno nie pozwalają się w pełni cieszyć tym, czego doświadczamy. Tym samym prowadząc nas z krainy wiecznych uciech do krainy wiecznego zmartwienia i zadawania sobie pytań – „co ze mną nie tak?” albo „czy ja mu się już nie podobam?”
Biorę dziś na tapetę jedne z najczęściej powtarzanych mitów. Rozprawmy się z nimi raz na zawsze!
Są lepsze i gorsze rodzaje seksu
Nie ma lepszego i gorszego „rodzaju” seksu. Bo każdy seks, który sprawia Wam przyjemności i jest uprawiany za zgodą wszystkich zainteresowanych stron, jest Wasz. I jest najlepszy! To nie jest tak, że pieszczoty czy seks oralny są czynnościami, które zawsze muszą do czegoś prowadzić – w domyśle do penetracji. Czasem prowadzą, a czasem nie. I można lubić tylko jeden rodzaj seksu, a za innym zupełnie nie przepadać i to też jest ok.
Seks wychodzi powoli ze swojej penisocentryczności, gdzie jedynym znanym modelem była gra wstępna-penetracja, który bardzo często nie dawał satysfakcji kobietom. Za to w pełni zaspokajał mężczyzn. Presja na penetrację nie służy też mężczyznom, wymaga bowiem od penisa zawsze stanu pełnej gotowości, żeby się „coś” zadziało. Tymczasem okazuje się, że gdy wyjdziemy z takiego myślenia i zdejmiemy z siebie oczekiwanie tego, co dalej, możemy oboje czerpać ogromną satysfakcję z samego aktu. Wielu panów może też odetchnąć z ulgą, zrzucając z siebie presję erekcji. I zamiast zastanawiać się, do czego to prowadzi, można się po prostu cieszyć sobą i drogą, a nie zmierzać do żadnego celu.
Gra wstępna to preludium do seksu
Gra wstępna przez lata była uważana za dodatek do tego, co po niej nastąpi. Czyli tak naprawdę krótkim przystankiem, który trzeba odhaczyć (często przez mężczyzn pomijanym) do stacji głównej. Jednak dla wielu kobiet i nie tylko, to ten moment jest w samym akcie niezwykle istotny. Możemy doznać wtedy prawdziwej bliskości z partnerem, pieszcząc się i poznając swoje ciała.
Niestety wielu wciąż postrzega grę wstępną jako stratę czasu. Trzeba się nagimnastykować, żeby móc wreszcie dojść do punktu kulminacyjnego, czyli umieszczenia penisa w pochwie. Na co komu te przytulanki, całowania, lizania i ściskania! A wagina, jak już to kiedyś napisałam, nie jest stacją dokującą na penisa😊 Oba organy są tak samo ważne i warto im poświęcać tyle samo czasu, chociaż z racji kobiecej budowy powinno się go poświęcać więcej, bo po prostu dłużej się rozgrzewamy.
Masturbuje się, bo na pewno już mnie nie chce/nie kocha!
Dawno temu w krainie bycia 20-latką „przyłapałam” mojego partnera na oglądaniu porno. Coś tam klikałam na komputerze, na którym on wcześniej klikał i się okazało, że pod moją nieobecność sobie wyklikał orgazm do filmu😊
Jakie pytania się pojawiają często po odkryciu, że druga strona się masturbuje albo ogląda porno?
Już jemu/ jej nie wystarczam? Na pewno coś robię nie tak. Woli ode mnie oglądać kobiety w internecie!
Tymczasem to nie jest seks ze sobą dlatego, że nie mamy go z kim uprawiać. To też nie jest sygnał do tego, że ktoś nie chce uprawiać seksu z nami. A orgazmy solo nie okradają związku z partnerskich orgazmów. Można być w relacji, uprawiać w niej seks, a także masturbować się. I to też jest ok! Masturbacja nie jest przeciwko partnerowi, nie wynika z faktu, że partner nas nie podnieca. Jest jedną z podejmowanych przez nas czynności seksualnych. Dla nas. Nie przeciwko drugiej stronie. Pamiętajcie, że cudza seksualność nie jest naszą własnością i nie możemy jej kontrolować. Jeśli ktoś tak robi, zakazując wam np. masturbacji, to jest to niezdrowy mechanizm kontroli drugiej osoby i relacji.
Samodzielne zaspokajanie potrzeby seksualnej może być również pomocne w drodze do orgazmu w czasie stosunku z partnerem. Poznanie naszego ciała i funkcjonowania narządów płciowych z pewnością ułatwi nam poinstruowanie partnera albo takie ułożenie się, w którym mamy większą szansę osiągnąć spełnienie.
Porno nie jest zagrożeniem samym w sobie i oglądanie go do masturbacji, przy braku rezygnacji z seksu partnerskiego jest jak najbardziej ok. Niepokój może się pojawić, gdy druga strona rezygnuje ze wspólnego seksu na rzecz oglądania filmów lub zaczyna podporządkowywać różne życiowe czynności tej jednej aktywności.
Masturbacja może być też świetnym rozwiązaniem, gdy libido partnera jest mniejsze od naszego. Dużym wsparciem i urozmaiceniem mogą być tu gadżety erotyczne, których na rynku znajdziemy w tej chwili ogrom! Pisałam o tym więcej tu
Seks (w parze) jest zawsze taki sam
Seks się zmienia. My się zmieniamy. To, że się na początku relacji rzucamy na siebie jak szaleni nie oznacza, że będzie tak zawsze. I w drugą stronę – zdarza się, że pierwszy seks z nowopoznaną osobą wcale nie należy do tych najbardziej udanych na świecie. Stoją za tym nerwy, lęk przed oceną, czasem jest i tak, że u mężczyzn, którym bardzo na danej kobiecie zależy, mogą pojawić się problemy z erekcją, mylnie odbierane niekiedy jako „niepodobanie się” czy niepodniecanie kogoś. A jest zupełnie odwrotnie!
I tu pojawia się zdanie, które ostatnio siedzi mi w głowie – nie wszystko jest o nas. Ba, śmiem twierdzić, że bardzo wiele rzeczy o nas nie jest. Tylko, często zamiast pytać czy rozmawiać, wolimy udać się do krainy wiecznych domysłów i rozmysłów.
Tu wejdę znowu z historią z moich lat młodości, gdzie pamiętam, jak z moim pierwszym partnerem zaczęliśmy uprawiać seks. I było go dużo i często. Aż tu jednego dnia nic. I mnie się pojawiły oczywiście myśli – ocho, już mnie nie chce! Coś źle zrobiłam. Ma inną! I po całym dniu trucia dupy, o co kaman przyznał, że boli go brzuch i po prostu nie chce, bo się źle czuje.
Jeśli Wasz seks był udany i coś się zmieniło, historia wcale nie musi być o Was i trzecich osobach w tle. U mężczyzn na popęd mocno wpływają sytuacje stresujące, problemy w pracy, a wszelkiego rodzaju napięcie nie jest najlepszym towarzyszem do łóżkowych aktów. Na popęd może wpływać też obniżony nastrój, problemy natury psychicznej (przyjmowanie antydepresantów) czy zwyczajne nieczucie się dobrze ze sobą (np. przybranie na wadze).
Seks zmienia się też często po narodzinach dziecka i przez całe życie przypomina raczej sinusoidę niż jedną stałą. W zależności od tego, czego doświadczamy jako jednostki, czego doświadczamy wspólnie w parze i co nam przynosi życie, możemy mieć go więcej lub mniej. I to jest najzupełniej normalne.
Orgazm jest najważniejszy!
Dla wielu orgazm jest istotny, jest też ważny jako finał rozładowujący seksualne napięcie, ale… zachęcam do seksu bez narzucania sobie presji osiągania orgazmu. Na siebie i na drugą stronę. Można się cieszyć samym aktem i fizyczną bliskością, nie zmierzając li tylko do orgazmu. Dlaczego on/ona jeszcze nie dochodzą? Co ze mną nie tak? Nie pociągam jej/jego?
Zdarzało mi się mówić, że jestem „zepsuta”, bo nie dochodziłam tak szybko, jak oczekiwałam albo ktoś oczekiwał. Dziś wiem, że to okrutne mówić o swoim ciele, że jest zepsute. Jeśli mamy trudności w osiąganiu orgazmu, zawsze warto się temu przyjrzeć – czy przyczyna jest biologiczna czy, psychologiczna? Może pomogą wspomagacze w postaci zabawek czy urozmaiceń w sypialni? A może zwyczajnie potrzebujemy więcej czasu?
Łechtaczka, jaką znamy dziś, została odkryta stosunkowo niedawno. To nie tylko ten „guziczek”, który widzimy, ale też tkanki erekcyjne, odchodzące po obu stronach wejścia do pochwy. Ich odpowiedni stan napięciowy powoduje zwiększenie pobudliwości mięśni przy wejściu do pochwy. Gdy jesteśmy w stanie gotowości genitalnej, te mięśnie przygotowują się, żeby „złapać” penisa, który ma w nas wejść. Sporo kobiet podejmuje akt seksualny często w stanie niepełnej gotowości genitalnej albo półgotowości, gdyby było inaczej, to też częściej miałybyśmy szansę na orgazm.
Trzeba uprawiać seks dużo, często i musi on być jak najlepszy!
Tak jak napisałam już wyżej, seks jest różny w różnych momentach naszego życia. I inny bywa też na początku relacji, gdy namiętność definiuje związek i jest jego kluczowym elementem. Do tego dochodzi coś takiego jak norma partnerska, czyli warunki, które para sobie wspólnie wypracowuje i dla jednej pary będzie to 10 razy w tygodniu a dla innej dwa w miesiącu. I nie naszym zadaniem jest oceniać czy to dużo, mało czy w sam raz, ponieważ ludzie są różni i różne mają potrzeby. I najważniejsze jest to, żeby w sam raz było dla tych, którzy się w danej relacji znajdują. Nie każdy seks jest też taki, że zapamiętamy go na całe życie. Ja wiem, że żyjemy w czasach maksymalizacji i idealizacji i w wszystko musi być zajebiste albo wcale. Ale czasem coś może być po prostu wystarczająco dobre albo odpowiednie w danym momencie, bo na więcej nie mamy czasu, chęci ani przestrzeni.
Kobieta, która lubi seks jest puszczalska, a facet może zawsze i z każdym
A na koniec chyba jeden z bardziej krzywdzących mitów, kobiety mogą tak samo jak mężczyźni lubić seks, mówić o tym i umawiać się z ludźmi na seks. I nie każdy mężczyzna może uprawiać seks z każdą kobietą i non stop o tym myśli. Są panowie, którzy również potrzebują zaangażowania emocjonalnego, żeby móc z kimś seks uprawiać i się przed nim odsłonić. Jednym słowem potrzebują miłości do samego aktu.
Myślę, że w seksie, podobnie jak w życiu krzywdę robimy sobie wszelkimi domysłami. I zbyt często zapominamy, że ludzie są różni i mają różnie. I tak jak ze wszystkim – warto rozmawiać, zamiast się domyślać. Dopytywać. Mówić o swoich fantazjach czy problemach. Bo kluczem do dobrego seksu jest rozumienie nie tylko siebie i swojej seksualności, ale i otwartość na drugiego człowieka.