Woleliby, żeby było na odwrót. Żeby żony były głośne, a kochanki ciche, ale tak to nie działa. Zresztą, żonaci faceci z kochankami i całym tym majdanem nie lubią też siebie i tego wszechobecnego strachu. Że się wyda. Że żona zabierze dzieci, złotą kartę kredytową i psa, a kochanka pewnego dnia przestanie jęczeć i wtedy nadejdzie dzień klęski.
Żonaci faceci wcale nie chcieli mieć kochanek, tak jakoś samo wyszło. To, że czasem nie umieją utrzymać chuja w spodniach wcale nie znaczy, że już maja kochankę. Tym babom to się często za dużo wydaje. Że jak czasem zadzwoni, czasem każe zdjąć majtki, czasem szepnie coś na uszko to już niby bliższa znajomość. I wydzwania potem taka dniami i nocami. I dzieciaki budzi.
Czego ona może chcieć? Żebym wracał? Żebym obiecywał, że zostawię żonę i smarkule. Obiecać mogę, często nawet obiecuję, bo jej się jeszcze odechce. Ale ona zaraz by chciała o miłości. Do buzi cholera weź, bo żona nie bierze. Się na amory zebrało. Poza tym żonie to bym nie dał, żona jest święta sama w sobie, jakby mogła potem tymi skalanymi ustami całować nasze cudne dzieci.
I te ciągłe nerwy. Kto dzwoni, kto dzwoni i dlaczego tak się pocisz kochanie? I co tu odpowiedzieć, że tepsa chce podnieść abonament i dlatego te krople spływają po czole i ręce się trzęsą? Jak ona syczy do słuchawki. I szlocha. Że przyjdzie, że się rozbierze, że wszystko powie, że jest w ciąży, że mnie kocha, że ja jej nie kocham. Muszę się wykąpać. Muszę głośno puścić wodę i cicho mówić. Uspokój się suko i nigdzie nie przyłaź! Chcesz wszystko zepsuć? No kochanie no, już wszystko będzie dobrze. Jasne, że weekend spędzimy razem, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. I tylko z tobą chcę ułożyć sobie życie, bo żona mnie nie rozumie i gotuje niedobre obiady. Ale wiesz, to nie jest dobry moment, musimy trochę zaczekać.
Musisz trochę zaczekać. Na mnie, zanim przyjdę, gdy przyjdę, żebyś była moja. A potem sobie bądź niczyja.