Sobota dla matek polek jest tym samym, czym niedziela dla katolików. A biedronka to taki kościół, gdzie można wspólnie z pociechami pomodlić się do serków, bananów i cukierków. I tak wchodzisz tylko po jogurt albo gumy, a tu jakby cię przeniosło do innego wymiaru – pełno ryczących dzieci, dzieci ciągnących koszyczki, dzieci mających focha, matek mających wkurwa – ciamkających do nich, blublających, robiących zdjęcia na fejsa z pierwszych zakupów, z pierwszej kupy w markecie, pierwszego gila przy kasie.
Kiedyś pełno było Dajan, Alanków i Vaness, teraz nowobogaccy zmienili się w wykształconych łowców z kopro, więc po tej biedronce latają jak wolne elektrony Franki, Stasie i inne Jasie. Przejeżdżają mi z łobuzerskim uśmiechem tym koszykiem po butach, biorą ostatni jogurt, a ja mam ochotę krzyczeć i uciekać
Nigdy nie będę mamą. Chciałam być jeden raz, ale to i tak o jeden za dużo. Tym samym nigdy nie doznam tego niesamowitego uczucia posiadania na świecie osoby, dla której mimo wszystko zrobiłoby się wszystko. Bo ona jest w pewien sposób nasza, chociaż nie jest naszą własnością. Ale tak jak nie każda kobieta robi laskę z przyjemnością, tak nie każda jest stworzona do rozmnażania, a tym bardziej nie każda się do tego przyzna. Ja się przyznałam kilka lat temu u ginekologa, który delikatnie z kolejnymi wizytami sugerował mi, że już czas, zegar bije, życie ucieka i nie będę mogła się spełnić w tej najlepszej roli na świecie. Na co wypaliłam, że nie, dziękuję, nie zamierzam, a jedyne co wejdzie i wyjdzie z mojej waginy to penis od czasu do czasu.
Nazwijcie to egoizmem, brakiem troski o przetrwanie gatunku, nazwijcie to jak chcecie. Dla mnie rozmnażanie się tylko po to, żeby ktoś mógł się mną zaopiekować na starość to dopiero egoizm. A planeta i tak jest przeludniona, o co Chińczycy skrupulatnie dbają. Mam taki charakter, że nie chcę niczego musieć, oprócz jednego – muszę mieć poczucie, że jestem wolna. Co prawda pies mi je w minimalnym stopniu ogranicza, ale jednak podrzucając go do mamy na pół roku, to nie to samo co podrzucając dziecko do dziadków albo szpitala, wtedy dostaje się etykietkę wyrodnej matki.
Nie każdy potrafi się przyznać do tego, że do tej roli się nie nadaje. Kobieta przecież musi się nadawać, bo tak ją zaprogramowała natura. To jest rola jej życia, spełnienie jej marzeń. Czytam te babskie gazety, te teksty o tych babskich rolach, matkach polkach które w co trzecim zdaniu zachwycają się jak to rodzina jest najważniejsza, dzieci najważniejsze blabla. A w co piątym podkreślają jak to z niczego nie rezygnują, nie poświęcają się, jakby chciały same siebie w tym upewnić. Przyznać się, że od czasu do czasu ma się dość i ochotę pierdolnąć małego wiaderkiem albo posadzić na cały dzień przed tv, żeby mieć chwilę spokoju to nic złego. Ale jednak – jak się przyznasz, jesteś zła na równi z mamą Madzi. Bo dobra matka potrafi robić 5 rzeczy na raz, spać trzy godziny, a swój wolny czas poświęcać na obserwowanie jak dzieciak śpi i myślenie o następnym.
Faceci mają jeszcze gorzej. Wielu z nich często staje przed faktem dokonanym, są przerażeni tym, co ma się wydarzyć, bo niewątpliwie coś się zmienia, nie na miesiąc, rok, zmienia się na zawsze. Dziecko już zawsze będzie i to poczucie ostateczności sprawia, że wielu z nich nie daje rady. A reszta się po prostu przyzwyczaja. Z lubością obserwuję rodziny nad morzem, te matki wielkości hipopotamów po trzeciej ciąży, bo jak już mam faceta, urodziłam, spełniłam obowiązek to mogę do końca życia chodzić w dresie i tłustych włosach, tych facetów ciągnących za rączki dzieci, wiaderka, wózki, obiadki, ciągnących wzrokiem za zgrabnymi dupami młodych dup.
I wtedy sobie myślę, że jestem szczęściarą. Bo nie boję się przyznać do tego, że nie chcę. Że moje życie należy tylko do mnie, a jak będę się czuła samotna na starość to sobie zaadoptuje tygrysa w Afryce albo sąsiada z klatki obok.
Ktoś może się zastanawiać, co na drodze ewolucji poszło nie tak, bo przecież bawiłam się lalkami w przedszkolu, ba bawiłam nawet i dłużej przewijając, karmiąc i ciągnąc za nóżki na spacer. Ale w przeciwieństwie do niektórych mam świadomość, że lalka i dziecko to jednak nie to samo i nie mogę go za chwilę odłożyć na półkę. Dziecko trzeba nauczyć żyć i pokazać mu świat a nie tylko karmić nutellą, ja sama jeszcze się uczę.