Zmiany wymagają no właśnie…zmiany. A zmiana często jest trudna, potrzeba do niej dużo wysiłku, pracy i przede wszystkim jest niewiadomą – zmieniamy na lepsze czy na gorsze? Dlatego narzekamy, bo narzekanie nic nie kosztuje. Że chuj skończony, toksyk i palant, że ciągle nas rani albo niszczy, ale jednocześnie nie podejmujemy żadnych decyzji związanych z tym, żeby coś się zmieniło.
Nieustannie kiepskie relacje wiele nam zabierają, ale też…dają – oj tak to nie jest popularne, ale bycie w ciągłym cierpieniu też nam coś załatwia np. uwagę otoczenia. Kiedy byłam w jednej wielkiej chujozie, to moi przyjaciele i znajomi znali każdy jej szczegół, niemal z zapartym tchem wypatrując kolejnych odcinków dramatów. A ja wtedy byłam w centrum uwagi, mało tego dostawałam od nich płynące wartkim potokiem słowa wsparcia. I to jest bardzo pojemna rola, bo z jednej strony przecież wiadomo, że nikt sam na własne życzenie nie chce ciągłych dramatów i życiowej rozpierduchy. No ale nie ma samych strat, otrzymujesz ojojanie, wsparcie plus masz poczucie wyjątkowości swojej relacji, bo jak tak ciągle się kochamy i nienawidzimy to nasza relacja musi być wyjątkowa prawda? Prawdziwa taka, romantyczna niczym z filmu, pełna uniesień.
Po serii pytań kiedyś dostałam odpowiedź, że stabilne związki to nuda. A nuda jest dla słabych. I lepiej jazda bez trzymanki niż rutyna. I to jest OK, jeśli ktoś chce się całe życie karmić emocjami. Z drugiej strony może lepiej wybrać skoki ze spadochronem niż niszczenie siebie i partnera? Bezpieczna, zdrowa relacja, w której możemy na kimś polegać, w której ktoś nas nie rani, żeby się dowartościować albo przejąć nad nami kontrolę, nie jest nudna, bo atrakcje w związku nie polegają na robieniu sobie awantur.
Mam takiego znajomego, który w wieku lat 46 ciągle „wpada” w nieustające kabały tak, jak ja kiedyś oczekując, że całe otoczenie będzie tym żyło. I ono żyje, tylko w pewnym wieku to już nie jest ani rozkoszne ani zabawne, a ociera się o żałosność…
Ucieczka od sprawczości i odpowiedzialności za swoje życie i decyzje – to jest coś, co mnie nieustająco zadziwia, jak bardzo ludzie chcą być oderwani od swojej sprawczości i od ponoszenia konsekwencji za swoje decyzje. Tak, jakby się nam życie samo wydarzało, ludzie sami wchodzili do naszych domów, a decyzje same podejmowały. Jeśli wybierasz nic nierobienie ze swoim kiepskim związkiem to tak, nawet jakbyś chciał_a za wszelką cenę uciec od tego określenia to też jest decyzja – wybierasz nic nie robić i nic nie zmieniać. Bo brak decyzji też jest decyzją.
Ileż to razy przeczytałam, że ktoś do naszego życia wraca.
Albo, że ciągle trafiamy na popaprańców. W ogóle jak czytam słowo „trafiam”, to mnie od razu też trafia. Szlag😊
- O ileż trudniej nam powiedzieć – to ja kogoś znowu do tego życia wpuszczam, pozwalam mu znowu robić mi w głowie bałagan, zamiast powiedzieć nie i się odciąć.
- O ileż trudniej jest powiedzieć – tak, ja ciągle niewłaściwie wybieram, być może popełniam jakieś błędy w relacjach i kieruję się schematami wyboru.
Bo to by oznaczało wzięcie odpowiedzialności za siebie, to co robię, to co mówię i na co się zgadzam. A nam często dużo łatwiej jest być w poczuciu – to on/to ona! Ja nie, nie robię absolutnie nic źle.
I ja rozumiem to, że kogoś kochamy, że takie decyzje trudno podjąć i to, że miłości czy kogoś z naszego serca czy głowy nie kasuje się automatycznie. Ale tak, czasem, ba nawet bardzo często trzeba podjąć życiowe decyzje, które wcale nie są łatwe i jedną z takich decyzji jest ta o odejściu, gdy ktoś robi z naszego życia szambo i nie umiemy razem żyć. Czy to znaczy, że przestaniemy go z automatu kochać? Nie, będzie boleć jeszcze bardzo długo. Ale przestańmy pierdolić, że to niemożliwe.
Kiepskie relacje i ciągłe rozczarowania utwierdzają nas też w przekonaniu, że fajnej miłości nie ma, że jest beznadziejna, że na nią nie zasługujemy. Nasz mózg lubi utarte ścieżki i szuka potwierdzenia naszych przekonań – o sobie i o życiu. Żeby móc wejść na poziom zdrowych, stabilnych emocjonalnie związków trzeba zacząć od jednego – wiary w to, że jesteśmy wartościowi i zasługujemy na wartościowe i dobre relacje. I tak, to znowu jest trudne, tym bardziej, gdy nie mamy zdrowego wzorca relacji z dzieciństwa ani stabilnego poczucia własnej wartości. Jednak nie jest niemożliwe.
Trzeba zacząć myśleć, co mogę zrobić, żeby coś zmienić, zamiast utyskiwać nad tym, że nic zmienić się nie da i jesteśmy skazani na takie wybory, taki los i takie związki.